piątek, 27 września 2013

Rozdział 29



-Zimno mi- westchnęłam wchodząc do domu. 
-Kicia moja kochana wreszcie wróciła- Justin przybiegł z uśmiechem i przytulił mnie. Od razu zrobiło mi się cieplej. - Walizki?! Zamieszkasz ze mną? - ucieszył się, przytulił mnie mocniej i podniósł delikatnie ku górze. 
-Tak, kochanie- mruknęłam wesoło. 
-To...Jak spędzamy nasz pierwszy wspólny wieczór? - powiedział Justin unosząc brwi tak jakby chciał powiedzieć "chyba wiesz co mam na myśli".
-Wymyśl coś. 
-Może...- przygryzł dolną wargę. 
-Ja pójdę wziąć gorącą kąpiel, a ty idź do sypialni i włącz jakiś fajny film, dobra? - wyprzedziłam go.
-Jasne - pocałował mnie w czoło i odszedł w stronę wspomnianego pomieszczenia. Poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się sobie przyglądać. Moja twarz była wciąż przemęczona, ale wyglądała tak jak zwykle. Zarumienione policzki ładnie kontrastowały z bladą twarzą. Wyglądałam na przestraszoną i poważnie zranioną psychicznie dziewczynę, która dopiero co uciekła z rąk złoczyńcy. Byłam przeraźliwie chuda. Mogłam z łatwością policzyć sobie żebra. Wyglądałam jak wrak człowieka, mimo to tkwiło we mnie coś co mogło przyciągać chłopców. Do końca nie wiem co to było, ale to "coś" sprawiało, że wyglądałam naprawdę atrakcyjnie. Chwilę robiłam głupie miny przed lustrem, ale z czasem zamieniły się w seksowne. Starałam się wyglądać tak, aby podobać się samej sobie. I udało mi się. Pomyślałam, że gdybym była chłopakiem, najchętniej zaciągnęłabym siebie do łóżka i zdarła ciuchy, jak dzikie zwierzę skórę ze swojej ofiary. To chyba nie było dobre porównanie, bo w tamtym momencie na myśl przyszło mi coś złego. Porwania, gwałciciele, zbrodnie, przerażenie, ucieczka, życie...Życie? Czy może jego koniec? Wówczas, gdy przytrafi się coś złego nasze życie słabnie. Wkrótce i ono musi umrzeć. I nie umiera w tym momencie co my. Zostaje zniszczone, porwane na kawałki, których nie umiemy złożyć. Nikt jeszcze nie wynalazł kleju, który potrafiłby je skleić, ale Bóg znalazł odpowiedni lek. Zesłał na ziemie anioły, które podtrzymują nas na duchu i każdego dnia łączą elementy w całość. Justin był takim aniołem, a raczej diabłem zamienionym w anioła. Czy to możliwe? Nie wiedziałam. Czy człowiek może się aż tak zmienić? Pytanie retoryczne. Ja umierałam z dnia na dzień. Nie z powodu choroby, lecz z miłości. Zakazanej, niemożliwej, sprawiającej cierpienie. Umierałam, bo byłam cholernie zakochana w tym bezdusznym chamie. Ale również dzięki niemu żyłam. Dziwne. Miłość to śmierć, ale to miłość ratuje od śmierci. Głupia filozofia.
Napełniłam wannę gorącą wodą. Powoli do niej weszłam, z lekką obawą przed jej ciepłem. Ach, było świetnie. Ja i duża wanna z hydromasażem. Pływałam w obłokach. Myślałam o wszystkim i o niczym. Czułam się wspaniale. Po chwili beztroskiego rozmyślania do łazienki wszedł "on".
-Justin!! -wydarłam się starając się pianą zasłonić pewne miejsca. 
-Naprawdę tego nie chcesz?- na jego słodkiej twarzy pojawił się jeszcze słodszy uśmieszek. 
-Czyli...Chcesz tu do mnie wejść? - zaśmiałam się.
-A mogę? - zrobił słodkie oczka. Uśmiechnęłam się. Justin w szybkim tempie pozbawił się paska od spodni, który i tak służył mu tylko jako ozdoba, ściągnął spodnie, potem także bluzkę. 
--------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście.
Kocham was za wytrwałość, za te komentarze,
50 000 wyświetleń, za wszystko. Naprawdę,
dziękuję i.. no cóż... jesteście najwspanialsi!
MÓJ TWITTER! Piszę tam kiedy rozdziały:)
Hahaha! Nie, "Writer" to nie moje nazwisko,
tylko po angielsku ''pisarka" lub coś w tym stylu
i nie, nie uważam się za pisarkę, po prostu taka nazwa:)
TWITTER KLIK

-Lili :)



Obserwatorzy