sobota, 14 września 2013

Rozdział 24

 Wtedy coś we mnie trafiło i rozum mi powrócił. Zamilkłam spoglądając jednym okiem na Justina. Tak bardzo bałam się spojrzeć mu prosto w oczy.
-Haaaalo?! - zawołał roztrzęsiony, zapłakany głos po drugiej stronie połączenia.
-Mam twoją córkę. - zaśmiał się Justin.
-Błagam cię, oddaj mi ją! Błagam, zrobię wszystko, ale oddaj mi moją córkę! - mama krzyczała przejęta, słysząc jak dusi się płaczem zabolało mnie serce z żalu. Przecież mama nie może się denerwować! 
-Uspokój się. 
-Skąd mam mieć pewność, że na pewno masz moją córkę zdrową i żywą? 
-Dalej skarbie, odezwij się, mama prosi. - Justin skierował te słowa do mnie. 
-Mamo? - szepnęłam pytająco- Kocham cię, nie denerwuj się. 
-Kochanie! Nie dam rady. Czego on chce?! Oddam za ciebie wszystko! - krzyczała szybko do telefonu, jakby bała się, że Justin  się rozłączy.
-No skoro wszystko, to wybierz coś z dwóch opcji. Albo zabijam twoją córkę w dość przyjemny dla mnie sposób albo dasz mi dwadzieścia...dwadzieścia tysięcy.  - Justin zawahał się. Spojrzał na mnie, po czym łza popłynęła z jego oka. Siedziałam na ziemii. Byłam zapłakana i wycieńczona. Mama też, słyszałam to po jej głosie. W momencie, gdy Justin wspomniał o zabiciu, zaczęła płakać jeszcze bardziej, a żal jeszcze mocniej ścisnął moje serce.
Justin rozłączył się.
-Czemu to zrobiłeś?! - zawołałam zapłakana. On podszedł do mnie jakby nigdy nic, pomógł wstać podając mi rękę i musnął delikatnie moje usta. Było to dziwne, ale zarazem podniecające.Tęskniłam za tym uczuciem. I w tamtym momencie znów to poczułam. Kochałam go. Mimo tego co mi zrobił. Kochałam. 
-Co zamierzasz ze mną teraz zrobić? Zabijesz mnie? - spytałam. On usiadł na ziemi, głowę schował w dłoniach. Chyba płakał. 
Podeszłam wolnym krokiem, choć trzęsłam się chihuahua. Uklęknęłam przy nim, przytuliłam się do niego. Rozum podpowiedział mi, żebym uciekła, póki drzwi były odkluczone, ale serce mi nie pozwoliło. 
-Odciąłem sobie wszystkie możliwe drogi przede mną i obaliłem wszystkie mosty za sobą. Nie mam wyjścia, muszę umrzeć i smażyć się w piekle przez wieczność. A to wszystko dla Olivii, która mnie wykorzystywała. To nie była miłość, wiesz? To była kasa. Po tym jak mnie okradli zostałem bez grosza, a ona chciała więcej i więcej. Powiedziała, że nie będzie ze mną, jeśli nie dam jej przynajmniej dziesięciu tysięcy. Jak miałem jej dać, skoro nie miałem ich nawet dla siebie? Tylko, że ja ją kochałem. Kochałem ją bardziej od samego siebie. Wiesz, że to ona mi kazała cię porwać? Ja głupi...Zniszczyłem sobie życie! I tobie też. Nie wybaczysz mi...ale teraz zrozumiałem, że ja cię kocham. Kocham ten twój piękny uśmiech, twoje oczy i cudowne usta. Zakochałem się nawet w twoich łzach. Nie wezmę tych pieniędzy od twojej mamy. Nie mogę. Przeze mnie cierpiałaś. Powinienem teraz przyłożyć sobie lufę do skroni. Byłaś jedyną osobą, z którą mógłbym być szczęśliwy. Przepraszam...Julia, ja cię kocham. - wyznał, wciąż widziałam łzy w jego oczach, dostrzegłam w nich cierpienie i złość, złość na samego siebie. Nic nie powiedziałam. Rękoma objęłam jego szyję. Nogami oplotłam jego podbrzusze. Już po chwili całowaliśmy się namiętnie i bez opamiętania. Zauważyłam, że się podniecił. Całowałam się z porywaczem. 
Tego bym się nie spodziewała...
Nagle
ciąg dalszy nastąpi! 


Obserwatorzy