Nie wiem czy tego nie zakończyć.
Wcześniej było wszystko okej, ale teraz?
Przykro mi się robi, gdy widzę komentarz typu: "JESTEŚ ŻAŁOSNA -.- ŻALL!! CZEKAM NA ROZDZIAŁ JUŻ DŁUGO!!" Ludzie.
Ja mam swoje życie. KPW? I piszę wtedy, kiedy mam czas. Uszanujcie mnie i tak dużo dla was robię. Przez podobne komentarze nie chce mi się już pisać...
+ Kiedyś było więcej komentarzy, itd...
Pisać dalej czy nie? Bo już sama nie wiem.
środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział 13
-Justin...daleko jeszcze? - znudziłam się idąc przez dłuższy czas, jakby bez celu, donikąd.
-Jeszcze trochę, spokojnie, nie zaprowadzę cię przecież do lasu i nie zgwałcę. - Justin był całkowicie poważny. Spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, on, zobaczywszy to zaczął się śmiać. Ja po chwili także. Dookoła nas było pusto, cicho i wyjątkowo ciemno.
-Justin, jesteś pewien, że idziemy dobrą drogą? - spytałam z lekkim strachem w głosie.
-Wyluzuj mała. Wsłuchaj się, słyszysz muzykę? - Justin złapał mnie za rękę. Jego dłoń była wyjątkowo zimna. Zadrżałam. Po chwili usłyszałam dźwięki dochodzące z niedaleka. Tak, to był zdecydowanie ''festyn''.
-Słyszę.
-Jakoś odechciało mi się iść...- Justin zatrzymał się.
-Juss! Jesteśmy już blisko. - tupnęłam nogą i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Dopiero pod koniec imprezy będzie zabawa. Zostańmy tutaj.
-Oszalałeś? - zaczęłam się śmiać.
-Zatańczysz? - Juss uklęknął przede mną i chwycił moją zmarzniętą dłoń.
-Nie wygłupiaj się. - wciąż się śmiałam.
-Prooooszę- przeciągał słodko.
-Ale...
-Ładnie proooszę - zrobił oczy kota ze Shreka.
-Zgoda- po prostu nie umiałam mu odmówić.
Chwycił moje obie ręce i zaczął lekko poruszać, przy okazji oboje się śmialiśmy. Nasze kroki były proste. Raz prawa do przodu, potem lewa. Po chwili zaczęliśmy tańczyć wolno. Moje ręce znalazły się na jego rozgrzanych plecach, a jego trochę za nisko.
-Justin! - zawołałam roześmiana, w głębi duszy, podobało mi się to.
-No przepraszam, nie mogłem się oprzeć.
Było idealnie. Niebo, niby zachmurzone, a jednak można było z łatwością znaleźć wiele gwiazd. Błyszczały prawie jak jego oczy. Choć te drugie były piękniejsze. Chyba właśnie wtedy poczułam, że to nie jest zauroczenie, to miłość. Zakochałam się. Zakochałam się w nim. W jego promiennym, szczerym uśmiechu, w jego kryształowych, piwnych oczach, którymi często przewracał w taki sposób, że aż brakło mi tchu.
Chwycił mnie za rękę i poszliśmy w stronę imprezy.
Po mojej lewej stronie przerażał ciemny, opustoszały lecz zadziwiający las. Gdyby nie było Justina obok, pewnie dawno uciekła bym z wielkim piskiem.
----------------------------------------------------------------
Podoba wam się nowy wygląd bloga?
Wszystko dzięki: Nexxxta ♥
Rozdział 12
W co się ubrać? Grzebałam w szafie już naprawdę długo, nic nie mogłam znaleźć. Większość ciuchów była albo za mała, albo nie modna. Ugh. Zadzwonię najpierw do Vicki..
*przez telefon*
-Tak słuuuuuucham?- osoba po drugiej stronie połączenia zachichotała. Przewróciłam oczami.
-Vicki czy ty też idziesz na ten jakiś..festyn, dziś o 17? -
-No jasne! Tego nie można ominąć. Balanga roku.
-Jaka ''balanga roku''?Przecież to tylko festyn...- zdziwiłam się, otwierając szeroko usta.
-Tak, tak, festyn..
-No?!
-U nas tak się na to mówi. Będzie dużo alkoholu i niezła zabawa! - Vicki była podniecona i zafascynowana.
-A.. narkotyki? - spytałam, przy słowie "narkotyki" ściszyłam głos.
-Ogar, bejb! Będzie dobrze. Opowiadaj lepiej co z tobą i tym Maxymem? - jej głos zrobił się słodszy i ciekawski.
-Przeleciał mnie.
-Ojeeeej, gratuluję, a już myślałam, że jesteś totalną nudziarą. - Victoria mocno się ucieszyła.
-Żartowałam.
-Julia, ja..- zrobiło jej się głupio, ale byłam twarda.
-Narazie - rozłączyłam się.
Vicki zadzwoniła ponownie, nie odebrałam. Telefony od niej nie urywały się, wciąż słyszałam mój dzwonek, co powoli doprowadzało mnie do szału. Wyciszyłam telefon tak, że słyszałam wibracje.
Ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Kto? - zapytałam chamsko.
-Hipopotam! - zawołał piskliwy głosik.
-Nie wyszło ci, przykro mi.
Do mojego pokoju wszedł mały krasnal o imieniu Roxy.
-Muszę ci coś powiedzieć, brzydka siostro. - zaczęła mała paskuda.
-A w ryj chcesz? - nieźle się wkurzyłam, miałam wielką ochotę uderzyć siostrę.
-Odwal się ode mnie, bo powiem mamie!
-Jesteś beznadziejna. - westchnęłam krzyżując ręce na piersiach.
-Nic nie mówić? OK! - Roxy już chciała wyjść, ale chwyciłam ją za łokieć.
-Zostań tu gnido. Co chciałaś powiedzieć?!- byłam ostra, do niej zawsze taka byłam.
-Możemy przeprowadzić teraz interesującą dyskusję, o ile chcesz. - Roxy zatrzęsła się.
-Nie wymądrzaj się. - powiedziałam z lekkim wahaniem, widziałam, że siostra mocno się trzęsie. - Co ci jest?!- podbiegłam do niej naprawdę blisko.
-Zimno mi.
-Ty masz gorączkę- stwierdziłam po dotknięciu jej rozpalonego czoła.- Biegnij do mamy.
-Chciałam ci powiedzieć, że jakiś chłopak stoi pod domem- zawołała Roxy, która była już na schodach.
-Cholera! Już 17:05!- wściekłam się sama na siebie. Na całe szczęście byłam już gotowa. Zbiegłam ze schodów w kilka sekund, najszybciej jak umiałam.
-Mamo idę na festyn, PA! - krzyknęłam szybko. Na szczęście Justin jeszcze czekał.
-Dziewczyno, jak długo mam czekać? - nie był zadowolony.
-Przepraszam, ja zapomniałam.
Justin złapał mnie za rękę. Mmm. Jego dłoń była ciepła, a dotyk podniecający. W głębi bardzo się cieszyłam, że do tego doszło, ale nie dałam po sobie tego poznać.
-Będziesz zła jak cię zdradzę? - zapytał z uśmiechem.
-Justin!
-No co?! Przecież nie jesteśmy prawdziwą parą...
Łza spłynęła mi po policzku. Miałam wielką nadzieję, że jej nie zauważył...
Subskrybuj:
Posty (Atom)