Czy Justin mógłby mi to zrobić? Mógłby tak bardzo mnie zranić, poniżyć i skrzywdzić? Czy on ma jakieś uczucia?! Grr! Byłam roztrzęsiona. Wciąż czułam jak burczy mi w brzuchu. Od dawna nic nie jadłam. Tęskniłam. Najbardziej za mamą i Roxy, ale także za Vicktorią, za Thomasem, całą klasą, nawet za Olivią, z którą nie miałam dobrych kontaktów. Bałam się. Bałam się Justina. Chłopaka, za którym w głębi duszy szalałam. Jego oczy, które błyszczały, dla mnie, o wiele ładniej od najjaśniejszych gwiazd na niebie, jego usta, które wciąż miałam ochotę całować, tak soczyste, słodkie, delikatne i namiętne i jego klata, którą uwielbiałam dotykać.Kochałam w nim dosłownie wszystko. Trzęsłam się z zimna, z wycieńczenia, bólu, którego nie jestem w stanie tutaj opisać. Nie płakałam, bo zabrakło mi łez. Nie krzyczałam, bo prawie straciłam głos. Nie wołałam go, bo po prostu się bałam. Wciąż śniło mi się, jak przykłada mi do gardła nóż. Jak mnie zabija, jak bije, poniża, jak pluje mi w twarz. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że spotka mnie taki los.
Siedziałam, więc w bezruchu. Z czasem zaczęło mi odbijać. Śpiewałam radośnie, bo nic innego mi nie pozostało. Wtem usłyszałam kroki. Od razu je poznałam. Były pewne, namiętne i groźne.
-Justin, chodź, zatańczymy- śmiałam się przez łzy. On podszedł do mnie, był zdziwiony, lecz zaciekawiony.
-Poje....Oszalałaś? - spytał rozżalonym głosem z lekkim współczuciem.
-No dalej, kotku. Kici, kici! - nie przestawałam się śmiać.
-Słuchaj, tu jest twój telefon. Teraz dzwonię do twojej matki i czekam na 25 tysięcy. - stwierdził z chamskim uśmieszkiem.
-Dobra! - zaczęłam ściągać bluzkę. Nie mam pojęcia, dlaczego.
-Szanuj się, dziewczyno! - warknął.
-Ha! I kto to mówi? Co innego mi zostało? Weź nóż, zabij mnie. Poderżnij mi gardło. Czekam.
-Ty kretynko! Zamilcz! Dzwonię. I za chwilę usłyszysz głos swojej matki.