piątek, 27 września 2013
Rozdział 29
-Zimno mi- westchnęłam wchodząc do domu.
-Kicia moja kochana wreszcie wróciła- Justin przybiegł z uśmiechem i przytulił mnie. Od razu zrobiło mi się cieplej. - Walizki?! Zamieszkasz ze mną? - ucieszył się, przytulił mnie mocniej i podniósł delikatnie ku górze.
-Tak, kochanie- mruknęłam wesoło.
-To...Jak spędzamy nasz pierwszy wspólny wieczór? - powiedział Justin unosząc brwi tak jakby chciał powiedzieć "chyba wiesz co mam na myśli".
-Wymyśl coś.
-Może...- przygryzł dolną wargę.
-Ja pójdę wziąć gorącą kąpiel, a ty idź do sypialni i włącz jakiś fajny film, dobra? - wyprzedziłam go.
-Jasne - pocałował mnie w czoło i odszedł w stronę wspomnianego pomieszczenia. Poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się sobie przyglądać. Moja twarz była wciąż przemęczona, ale wyglądała tak jak zwykle. Zarumienione policzki ładnie kontrastowały z bladą twarzą. Wyglądałam na przestraszoną i poważnie zranioną psychicznie dziewczynę, która dopiero co uciekła z rąk złoczyńcy. Byłam przeraźliwie chuda. Mogłam z łatwością policzyć sobie żebra. Wyglądałam jak wrak człowieka, mimo to tkwiło we mnie coś co mogło przyciągać chłopców. Do końca nie wiem co to było, ale to "coś" sprawiało, że wyglądałam naprawdę atrakcyjnie. Chwilę robiłam głupie miny przed lustrem, ale z czasem zamieniły się w seksowne. Starałam się wyglądać tak, aby podobać się samej sobie. I udało mi się. Pomyślałam, że gdybym była chłopakiem, najchętniej zaciągnęłabym siebie do łóżka i zdarła ciuchy, jak dzikie zwierzę skórę ze swojej ofiary. To chyba nie było dobre porównanie, bo w tamtym momencie na myśl przyszło mi coś złego. Porwania, gwałciciele, zbrodnie, przerażenie, ucieczka, życie...Życie? Czy może jego koniec? Wówczas, gdy przytrafi się coś złego nasze życie słabnie. Wkrótce i ono musi umrzeć. I nie umiera w tym momencie co my. Zostaje zniszczone, porwane na kawałki, których nie umiemy złożyć. Nikt jeszcze nie wynalazł kleju, który potrafiłby je skleić, ale Bóg znalazł odpowiedni lek. Zesłał na ziemie anioły, które podtrzymują nas na duchu i każdego dnia łączą elementy w całość. Justin był takim aniołem, a raczej diabłem zamienionym w anioła. Czy to możliwe? Nie wiedziałam. Czy człowiek może się aż tak zmienić? Pytanie retoryczne. Ja umierałam z dnia na dzień. Nie z powodu choroby, lecz z miłości. Zakazanej, niemożliwej, sprawiającej cierpienie. Umierałam, bo byłam cholernie zakochana w tym bezdusznym chamie. Ale również dzięki niemu żyłam. Dziwne. Miłość to śmierć, ale to miłość ratuje od śmierci. Głupia filozofia.
Napełniłam wannę gorącą wodą. Powoli do niej weszłam, z lekką obawą przed jej ciepłem. Ach, było świetnie. Ja i duża wanna z hydromasażem. Pływałam w obłokach. Myślałam o wszystkim i o niczym. Czułam się wspaniale. Po chwili beztroskiego rozmyślania do łazienki wszedł "on".
-Justin!! -wydarłam się starając się pianą zasłonić pewne miejsca.
-Naprawdę tego nie chcesz?- na jego słodkiej twarzy pojawił się jeszcze słodszy uśmieszek.
-Czyli...Chcesz tu do mnie wejść? - zaśmiałam się.
-A mogę? - zrobił słodkie oczka. Uśmiechnęłam się. Justin w szybkim tempie pozbawił się paska od spodni, który i tak służył mu tylko jako ozdoba, ściągnął spodnie, potem także bluzkę.
--------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście.
Kocham was za wytrwałość, za te komentarze,
50 000 wyświetleń, za wszystko. Naprawdę,
dziękuję i.. no cóż... jesteście najwspanialsi!
MÓJ TWITTER! Piszę tam kiedy rozdziały:)
Hahaha! Nie, "Writer" to nie moje nazwisko,
tylko po angielsku ''pisarka" lub coś w tym stylu
i nie, nie uważam się za pisarkę, po prostu taka nazwa:)
TWITTER KLIK
-Lili :)
niedziela, 22 września 2013
Rozdział 28
Wbiegłam do domu jak jakieś dzikie zwierze. Byłam roztrzęsiona i trochę trzęsłam się z zimna.
-Mamo! - wydarłam się wniebogłosy. Już po chwili usłyszałam jak ktoś biegnie po schodach. To była ona. Zapłakana, załamana, ale piękna jak zawsze. Wtuliła się we mnie z całych sił.
-Boże! - płakała jak szalona. Łzy zalały jej twarz i rozmazały tusz do rzęs. Tuliłyśmy się do siebie, a ona wciąż nie mogła uwierzyć w to, że byłam obok niej. Spojrzała mi prosto w oczy. - Wszystko w porządku? - spytała dławiąc się łzami.
-Tak, jest dobrze... - podciągnęłam nosem, ja także płakałam. Bałam się, że już nigdy nie zobaczę mamy, że Justin mnie zabije, ale najwidoczniej zdarzył się cud i mój los się odmienił.
-Jak udało ci się uciec? I dlaczego porywacz nie odbierał telefonu?! Na całe szczęście policja się nim zajmie! - na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ja, natomiast, zamarłam. Co to miało znaczyć? Co jeśli Justin pójdzie za kraty? Nie wytrzymałabym tego. Ja go naprawdę kochałam.
-Ale...On sam mnie wypuścił...I..ten...no...Mnie porwała taka Olivia! Zazdrosna koleżanka z klasy, która chciała mojej kasy. O, widzisz jak zrymowałam? Na całe szczęście ten chłopak, z którym rozmawiałaś przez telefon, wypuścił mnie. To ona go zmusiła do porwania. Naprawdę. Mamo, odwołaj to! On nie może pójść do więzienia. Ja go kocham!
-Co?! Poczekaj, to za wiele - mama usiadła na fotelu, głośno przełknąwszy ślinę poczęła myśleć. Najprawdopodobniej układała sobie w głowie to wszystko. -Czyli zakochałaś się w jakimś starym gwałcicielu? - spytała, po czym westchnęła głośno, jakby bezsilnie.
-Nie, mamo! Justin to mój kolega z klasy, został zmanipulowany, robił to co kazała mu Olivia, ona go szantażowała. Ja go kocham, najbardziej pod słońcem!
-Victoria i Thomas przez całe trzy dni szukali cię bezustannie, wszędzie! Ja jeździłam autem pytałam przechodniów..Boże! Wiesz jak my wszyscy rozpaczaliśmy?! Cała twoja klasa się tym bardzo przejęła. Trzy dni bez ciebie były jak wieczna męka. Jak dobrze, że jesteś tu cała i zdrowa! - objęła mnie i ucałowała.
-Mamo...Justin zaproponował mi mieszkanie razem. Jestem pełnoletnia, więc chyba mogę, co?
-Co?! Zostawisz mnie teraz?- zdenerwowała się.
-Nie, mamo, będę u ciebie codziennie, ale przeprowadzę się do niego. Proszę, ja naprawdę go kocham.
-Skoro go kochasz, to nie mogę ci zabronić. Twoje szczęście jest moim szczęściem. - westchnęła z lekkim matczynym uśmieszkiem.
-Kocham cię mamo- pocałowałam ją w zarumieniony ze szczęścia polik.
-Ja cię też córciu.
-Mamo, to ja się spakuję.
-Dobrze...Ale masz mnie odwiedzać codziennie i czasem zostawać na noc!
-Tak mamo, obiecuję. - uśmiechnęłam się od ucha do ucha i pobiegłam na górę, do mojego pokoju. Wyjęłam z szafy walizkę, przy okazji zwalając sobie na głowę kilka ciuszków. Spakowałam wszystko co potrzebne: kilkanaście bluzek, bluzy, kilka par spodni, jakieś legginsy, buty, bieliznę, miniówki, musiałam przecież wyglądać seksownie dla Justina, kosmetyki i wiele, wiele innych niezbędnych rzeczy. Juss mieszkał dość blisko mnie, więc w każdej chwili mogłam wracać do mamy. Gdy już się spakowałam, przeklnęłam kilka razy, bo walizka nie chciała się dopiąć, ucałowałam mamę, obiecałam kolejny raz, że wrócę nad ranem, musiałam przywitać się z siostrą i wyszłam. Byłam uradowana tym, że wreszcie zamieszkam z chłopakiem. Miałam mnóstwo planów na przyszłość z nim.
--------------------------------------------------------
znów krótki :/, niedługo kolejny!
ps. dodałam zdjęcie swojej mordy:Dmacie: klik
+ pytanie: chcecie choć jeden zboczony rozdział?
piątek, 20 września 2013
Rozdział 27
Wyszłam z ukrycia, podeszłam do niego wolnym, niepewnym krokiem i przytuliłam go od tyłu, rękoma objęłam jego szyję. Nie drgnął. Dopiero po chwili pocałował kilka razy moją dłoń. Wciąż patrzył w jeden punkt.
-Justin, co jest?
-Nic...Nieważne. - warknął oschle.
-Ja widzę! - tupnęłam nogą, jak mała dziewczynka, której ktoś odebrał lizaka.
-Nie, kochanie.- spróbował się uśmiechnąć, ale mu nie wyszło. - Ona teraz mnie zniszczy, zniszczy! - wrzasnął.
-Spokojnie. Wytłumacz mi o co chodzi! - oburzyłam się.
-Nie fochaj się teraz, no - pocałował mnie w czoło i objął. - nie chcę ci tego mówić, to zniszczy mnie i nie chcę, aby zniszczyło też ciebie albo raczej n a s.
-Pamiętasz? Razem pokonamy wszystko. Mi możesz powiedzieć absolutnie każdą rzecz, która cię gnębi.
-Dobra...Wiesz jak ciężko o tym mówić? - Justin podwinął usta do środka. Zaczerwienił się.
-Nie obchodzi mnie to. Mnie nie możesz się wstydzić. - Justin siedział na fotelu, ja stałam przed nim. Przyciągnął mnie bliżej siebie i przytulił się do mojego podbrzusza. Przypuszczam, że dziwnie to wyglądało, ale nie miało to żadnego podtekstu. On po prostu mnie kochał.
-Olivia uwielbiała się ze mną kochać. - zaczął, wyglądał na speszonego, rozglądał się na boki. - więc dość często to robiliśmy. - ciągnął dalej, zrobiło mi się przykro, ale nie dałam mu tego po sobie poznać.
-Aha, rozumiem. - westchnęłam.
-Nie wiedziałem tylko tego, że ona przez cały czas mnie nagrywała. - wrzasnął z gniewem uderzając pięścią w stół.
-Boże...
-No właśnie. Powiedziała, że jak nie dam jej tej kasy, jak cię nie porwę, to...wstawi to do internetu. Muszę przyznać, że fajnie tam wyglądam, ale ja tego nie chcę.
-Boże! - zawołałam. - to dlatego mnie porwałeś?! - wściekłam się.
-Przepraszam!
-Pomogę ci. Musimy się na niej odegrać. Nie dopuszczę do tego, żeby te filmiki znalazły się w internecie.
-Kocham cię- Justin znowu zaczął mnie całować. Przerwałam mu, choć muszę przyznać, że całował najcudowniej pod słońcem i jestem pewna w stu procentach, że nikt nie robi tego lepiej od niego. Przerwałam, bo wręcz musiałam pobiec do domu, do mamy.
-Muszę już iść do domu!
-Ale...- zrobił smutną minkę i złapał mnie za rękę.
-Przyjadę kochanie - pocałowałam go w czoło i wyszłam. Biegłam do domu, bo nie mogłam się doczekać aż zobaczę mamę i siostrę.
--------------------------------------------------------
narazie taki króciutki :) przepraszam!
kocham was bardzo mocno
środa, 18 września 2013
Rozdział 26
W jego ramionach czułam się niczym w niebie. Wierzyłam, że to była nagroda za moje cierpienie.
Kochałam go. I czułam, że tylko z nim mogłabym być szczęśliwa. Nawet nie wyobrażacie sobie tej radości w moim sercu. On się zmienił. Po chwili wzajemnych pieszczot, Justin stanął przede mną, pocałował mnie delikatnie w polik, po czym uklęknął, uśmiechnął się romantycznie i zaczął mówić:
- Pobawmy się w pewną zabawę. Ja będę zawsze przy tobie. Nie pozwolę uronić ci choć jednej łzy. Będę cię bronił przed wszelkim niebezpieczeństwem. I pocieszał w złych chwilach. Wszystko przejdziemy razem, każde dobre momenty i każde złe. Będziesz cząstką mnie, a ja cząstką ciebie. Mimo kłótni, nie odejdziemy od siebie, bo będzie łączył nas silny łańcuch, którego nic nie przerwie. Zawsze dojdziemy do zgody. Pobierzemy się, gdy przyjdzie na to pora, będziemy mieli gromadkę przecudownych dzieciaków, później wnuków. Będziemy ich kochać ponad wszystko i robić wszystko, żeby byli szczęśliwi. Razem się zestarzejemy. I nawet śmierć nas nie rozłączy. Przysięgam, nie zależy mi tylko na seksie. Choć z tobą byłoby to niezapomniane przeżycie. Tylko na miłości. Na tym cholernie niesamowitym uczuciu, które mi towarzyszy przez cały czas gdy cię widzę. Nie wiem dlaczego nie umiałem ci tego wcześniej okazać..Ale gdy tylko zobaczyłem cię pierwszy raz już to czułem. Chcę być twoim idealnym chłopakiem. Czy chcesz tego? - klęczał przede mną, patrzył mi prosto w oczy przez cały czas, gdy mówił. Mój wzrok podążał za jego ustami, które wypowiadały niesamowite słowa. I w tym momencie nie wiedziałam co zrobić. Gdybym mogła, najchętniej umarłabym ze szczęścia. Stałam w bez ruchu z wytrzeszczonymi oczami i szeroko otwartymi ustami, co pewnie śmiesznie wyglądało.
-No nie wiem. - westchnęłam, po czym zaśmiałam się, rękoma objęłam jego szyję i zaczęłam wrzeszczeć na cały głos "tak, tak, tak". Z jego oczu popłynęła łza. Nie było to ani trochę "pedalskie", że się wzruszył, a wręcz najbardziej męskie na całym świecie.
-Nie wiem jak mogłem cię uderzyć - zaczął gładzić dłonią mój polik. Płakał. Ja także zaczęłam.
-Miłość to wybaczenie, więc...
-Nigdy bym cię nie skrzywdził. Uwierz. Nigdy. To wszystko było ustawione, nie zrobiłbym ci nic. Chciałem wyłudzić od twojej mamy pieniądze. Ja...ja taki nie jestem. Ja... nie wiem co powiedzieć. - wciąż płakał.
-Słyszałam o jakiejś lasce, którą też porwałeś, co jej zrobiłeś? - przypomniało mi się.
-Robert był z nami. Ze mną i Olivią. Też chciał kasy. Zmyślił to...- w tym momencie ktoś zapukał do drzwi. - pójdę otworzyć - szepnął. Wystraszyłam się, że to jakiś haczyk. Co jeśli Juss chce mi coś zrobić i udawał, że się zmienił? W drzwiach ujrzałam Olivię. Schowałam się za ścianą. Nie chciałam, żeby mnie widziała, ale chciałam podsłuchać. Justin myślał,że poszłam do łazienki.
-O, Olivka. - powiedział bez życia w głosie.
-O, Justin, kretynie. Masz kasę?
-Nie dam ci tej kasy. - warknął.
-Cooooo?!
-Nie będziesz mną manipulowała. Ja kocham Julię. Słyszysz? Kocham. - powiedział. Olivia wyglądała na zdumioną.
-Ty chu...ty...idioto! - uderzyła go pięścią w klatkę piersiową.
-Nie wysilaj się. Zrobiłaś to specjalnie, byłaś zazdrosna, bo Julia jest lepsza od ciebie. Nie wiem jak mogłem się w to wkręcić i ją zranić.
-Skoro nie dałeś mi kasy, to to zrobię.
-Co zrobisz?
-A pamiętasz umowę? - zaśmiała się złowieszczo.
-O kurde. - wrzasnął. Olivia uciekła.
wtorek, 17 września 2013
Rozdział 25
Justin posunął się nieco za daleko. Zaczął ściągać mi bluzkę, która wcześniej siła wyrwałam mu z rąk.
-Stop! Nie myśl sobie, że mnie teraz przelecisz. - warknęłam. Już się go nie bałam.
-Nawet nie chciałem! Przepraszam. Ej skarbie. Wybaczysz mi?
-Co?
-Wszystko. - zrobił słodkie oczka. Nie śmiał się, był całkowicie poważny. Łza nadal płynęła po jego policzku. Otarłam ją.
-Nigdy w życiu nie zapomnę tego co mi zrobiłeś, tego jak przez ciebie cierpiałam, ale...Kocham cię. Kocham cię za bardzo, aby teraz przestać. - na końcu krótko westchnęłam. - mam nadzieję, że sporóbujesz to naprawić. - uśmiechnęłam się.
-Będę robił wszystko, rozumiesz? W s z y s t k o, abyś tylko mi wybaczyła. Doszedłem do wniosku, że przez ciebie umrę. Tylko...
-Tylko co?
-Co z tymi pieniędzmi? - spytał niepewnie
-Chcesz je?
-Nie. Właśnie nie chcę. Olivia niedługo będzie, chodź, pomożesz mi ją załatwić.
-Załatwić?! - wzdrygnęłam się.
-Nie bój się, nic jej nie zrobię. No chodź. - złapał mnie za rękę.
-Gdzie idziemy?
-Na górę, musisz coś zjeść, wypić i się ogrzać. Musze się tobą zaopiekować. Jesteś wycieńczona. - Justin nagle posmutniał. Już byłam w jego domu. Był nowoczesny, ładnie urządzony. Dominowała biel. Justin zerkał na mnie jednym okiem, a gdy spojrzałam przygryzał delikatnie wargę. Nie umiem opisać uczucia, które w takim momencie we mnie tkwiło. Juss był tak bardzo seksowny i podniecający, po za tym był naprawdę słodki, uroczy i niesamowicie przystojny. To dlatego każda dziewczyna piszczała wręcz na jego widok.Wręcz nie mogłam uwierzyć w to, że zaproponował mi mieszkanie razem. Miałam tak wiele planów na przyszłość z nim. Kompletnie nie bałam się. Widziałam, że się zmienił.
-Kocham cię- szepnęłam mu delikatnie do ucha najseksowniej jak umiałam.On przytulił mnie i pocałował w nos. Kochałam zapach jego perfum.
-Ja cię kocham mocniej. I będę cię kochał tak długo jak się da.
-Czyli jak długo?
-Do końca świata i o jeden dzień dłużej. - złapał mnie w talii i przysunął do siebie płynnym ruchem. Zaczął delikatnie całować mnie w szyję. Ogarnęło mnie niesamowite uczucie.
niedziela, 15 września 2013
Przeczytaj!
Siemka ♥
Oto nowy blog, z nowym opowiadaniem.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Oczywiście, historia Julii i Justina jeszcze się nie kończy...:)
Będę prowadziła 2 blogi.
Zapraszam- nowy blog i jego pierwszy rozdział :)
Oto nowy blog, z nowym opowiadaniem.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Oczywiście, historia Julii i Justina jeszcze się nie kończy...:)
Będę prowadziła 2 blogi.
Zapraszam- nowy blog i jego pierwszy rozdział :)
sobota, 14 września 2013
Rozdział 24
Wtedy coś we mnie trafiło i rozum mi powrócił. Zamilkłam spoglądając jednym okiem na Justina. Tak bardzo bałam się spojrzeć mu prosto w oczy.
-Haaaalo?! - zawołał roztrzęsiony, zapłakany głos po drugiej stronie połączenia.
-Mam twoją córkę. - zaśmiał się Justin.
-Błagam cię, oddaj mi ją! Błagam, zrobię wszystko, ale oddaj mi moją córkę! - mama krzyczała przejęta, słysząc jak dusi się płaczem zabolało mnie serce z żalu. Przecież mama nie może się denerwować!
-Uspokój się.
-Skąd mam mieć pewność, że na pewno masz moją córkę zdrową i żywą?
-Dalej skarbie, odezwij się, mama prosi. - Justin skierował te słowa do mnie.
-Mamo? - szepnęłam pytająco- Kocham cię, nie denerwuj się.
-Kochanie! Nie dam rady. Czego on chce?! Oddam za ciebie wszystko! - krzyczała szybko do telefonu, jakby bała się, że Justin się rozłączy.
-No skoro wszystko, to wybierz coś z dwóch opcji. Albo zabijam twoją córkę w dość przyjemny dla mnie sposób albo dasz mi dwadzieścia...dwadzieścia tysięcy. - Justin zawahał się. Spojrzał na mnie, po czym łza popłynęła z jego oka. Siedziałam na ziemii. Byłam zapłakana i wycieńczona. Mama też, słyszałam to po jej głosie. W momencie, gdy Justin wspomniał o zabiciu, zaczęła płakać jeszcze bardziej, a żal jeszcze mocniej ścisnął moje serce.
Justin rozłączył się.
-Czemu to zrobiłeś?! - zawołałam zapłakana. On podszedł do mnie jakby nigdy nic, pomógł wstać podając mi rękę i musnął delikatnie moje usta. Było to dziwne, ale zarazem podniecające.Tęskniłam za tym uczuciem. I w tamtym momencie znów to poczułam. Kochałam go. Mimo tego co mi zrobił. Kochałam.
-Co zamierzasz ze mną teraz zrobić? Zabijesz mnie? - spytałam. On usiadł na ziemi, głowę schował w dłoniach. Chyba płakał.
Podeszłam wolnym krokiem, choć trzęsłam się chihuahua. Uklęknęłam przy nim, przytuliłam się do niego. Rozum podpowiedział mi, żebym uciekła, póki drzwi były odkluczone, ale serce mi nie pozwoliło.
-Odciąłem sobie wszystkie możliwe drogi przede mną i obaliłem wszystkie mosty za sobą. Nie mam wyjścia, muszę umrzeć i smażyć się w piekle przez wieczność. A to wszystko dla Olivii, która mnie wykorzystywała. To nie była miłość, wiesz? To była kasa. Po tym jak mnie okradli zostałem bez grosza, a ona chciała więcej i więcej. Powiedziała, że nie będzie ze mną, jeśli nie dam jej przynajmniej dziesięciu tysięcy. Jak miałem jej dać, skoro nie miałem ich nawet dla siebie? Tylko, że ja ją kochałem. Kochałem ją bardziej od samego siebie. Wiesz, że to ona mi kazała cię porwać? Ja głupi...Zniszczyłem sobie życie! I tobie też. Nie wybaczysz mi...ale teraz zrozumiałem, że ja cię kocham. Kocham ten twój piękny uśmiech, twoje oczy i cudowne usta. Zakochałem się nawet w twoich łzach. Nie wezmę tych pieniędzy od twojej mamy. Nie mogę. Przeze mnie cierpiałaś. Powinienem teraz przyłożyć sobie lufę do skroni. Byłaś jedyną osobą, z którą mógłbym być szczęśliwy. Przepraszam...Julia, ja cię kocham. - wyznał, wciąż widziałam łzy w jego oczach, dostrzegłam w nich cierpienie i złość, złość na samego siebie. Nic nie powiedziałam. Rękoma objęłam jego szyję. Nogami oplotłam jego podbrzusze. Już po chwili całowaliśmy się namiętnie i bez opamiętania. Zauważyłam, że się podniecił. Całowałam się z porywaczem.
Tego bym się nie spodziewała...
Nagle
ciąg dalszy nastąpi!
-Haaaalo?! - zawołał roztrzęsiony, zapłakany głos po drugiej stronie połączenia.
-Mam twoją córkę. - zaśmiał się Justin.
-Błagam cię, oddaj mi ją! Błagam, zrobię wszystko, ale oddaj mi moją córkę! - mama krzyczała przejęta, słysząc jak dusi się płaczem zabolało mnie serce z żalu. Przecież mama nie może się denerwować!
-Uspokój się.
-Skąd mam mieć pewność, że na pewno masz moją córkę zdrową i żywą?
-Dalej skarbie, odezwij się, mama prosi. - Justin skierował te słowa do mnie.
-Mamo? - szepnęłam pytająco- Kocham cię, nie denerwuj się.
-Kochanie! Nie dam rady. Czego on chce?! Oddam za ciebie wszystko! - krzyczała szybko do telefonu, jakby bała się, że Justin się rozłączy.
-No skoro wszystko, to wybierz coś z dwóch opcji. Albo zabijam twoją córkę w dość przyjemny dla mnie sposób albo dasz mi dwadzieścia...dwadzieścia tysięcy. - Justin zawahał się. Spojrzał na mnie, po czym łza popłynęła z jego oka. Siedziałam na ziemii. Byłam zapłakana i wycieńczona. Mama też, słyszałam to po jej głosie. W momencie, gdy Justin wspomniał o zabiciu, zaczęła płakać jeszcze bardziej, a żal jeszcze mocniej ścisnął moje serce.
Justin rozłączył się.
-Czemu to zrobiłeś?! - zawołałam zapłakana. On podszedł do mnie jakby nigdy nic, pomógł wstać podając mi rękę i musnął delikatnie moje usta. Było to dziwne, ale zarazem podniecające.Tęskniłam za tym uczuciem. I w tamtym momencie znów to poczułam. Kochałam go. Mimo tego co mi zrobił. Kochałam.
-Co zamierzasz ze mną teraz zrobić? Zabijesz mnie? - spytałam. On usiadł na ziemi, głowę schował w dłoniach. Chyba płakał.
Podeszłam wolnym krokiem, choć trzęsłam się chihuahua. Uklęknęłam przy nim, przytuliłam się do niego. Rozum podpowiedział mi, żebym uciekła, póki drzwi były odkluczone, ale serce mi nie pozwoliło.
-Odciąłem sobie wszystkie możliwe drogi przede mną i obaliłem wszystkie mosty za sobą. Nie mam wyjścia, muszę umrzeć i smażyć się w piekle przez wieczność. A to wszystko dla Olivii, która mnie wykorzystywała. To nie była miłość, wiesz? To była kasa. Po tym jak mnie okradli zostałem bez grosza, a ona chciała więcej i więcej. Powiedziała, że nie będzie ze mną, jeśli nie dam jej przynajmniej dziesięciu tysięcy. Jak miałem jej dać, skoro nie miałem ich nawet dla siebie? Tylko, że ja ją kochałem. Kochałem ją bardziej od samego siebie. Wiesz, że to ona mi kazała cię porwać? Ja głupi...Zniszczyłem sobie życie! I tobie też. Nie wybaczysz mi...ale teraz zrozumiałem, że ja cię kocham. Kocham ten twój piękny uśmiech, twoje oczy i cudowne usta. Zakochałem się nawet w twoich łzach. Nie wezmę tych pieniędzy od twojej mamy. Nie mogę. Przeze mnie cierpiałaś. Powinienem teraz przyłożyć sobie lufę do skroni. Byłaś jedyną osobą, z którą mógłbym być szczęśliwy. Przepraszam...Julia, ja cię kocham. - wyznał, wciąż widziałam łzy w jego oczach, dostrzegłam w nich cierpienie i złość, złość na samego siebie. Nic nie powiedziałam. Rękoma objęłam jego szyję. Nogami oplotłam jego podbrzusze. Już po chwili całowaliśmy się namiętnie i bez opamiętania. Zauważyłam, że się podniecił. Całowałam się z porywaczem.
Tego bym się nie spodziewała...
Nagle
ciąg dalszy nastąpi!
wtorek, 10 września 2013
Rozdział 23
Czy Justin mógłby mi to zrobić? Mógłby tak bardzo mnie zranić, poniżyć i skrzywdzić? Czy on ma jakieś uczucia?! Grr! Byłam roztrzęsiona. Wciąż czułam jak burczy mi w brzuchu. Od dawna nic nie jadłam. Tęskniłam. Najbardziej za mamą i Roxy, ale także za Vicktorią, za Thomasem, całą klasą, nawet za Olivią, z którą nie miałam dobrych kontaktów. Bałam się. Bałam się Justina. Chłopaka, za którym w głębi duszy szalałam. Jego oczy, które błyszczały, dla mnie, o wiele ładniej od najjaśniejszych gwiazd na niebie, jego usta, które wciąż miałam ochotę całować, tak soczyste, słodkie, delikatne i namiętne i jego klata, którą uwielbiałam dotykać.Kochałam w nim dosłownie wszystko. Trzęsłam się z zimna, z wycieńczenia, bólu, którego nie jestem w stanie tutaj opisać. Nie płakałam, bo zabrakło mi łez. Nie krzyczałam, bo prawie straciłam głos. Nie wołałam go, bo po prostu się bałam. Wciąż śniło mi się, jak przykłada mi do gardła nóż. Jak mnie zabija, jak bije, poniża, jak pluje mi w twarz. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że spotka mnie taki los.
Siedziałam, więc w bezruchu. Z czasem zaczęło mi odbijać. Śpiewałam radośnie, bo nic innego mi nie pozostało. Wtem usłyszałam kroki. Od razu je poznałam. Były pewne, namiętne i groźne.
-Justin, chodź, zatańczymy- śmiałam się przez łzy. On podszedł do mnie, był zdziwiony, lecz zaciekawiony.
-Poje....Oszalałaś? - spytał rozżalonym głosem z lekkim współczuciem.
-No dalej, kotku. Kici, kici! - nie przestawałam się śmiać.
-Słuchaj, tu jest twój telefon. Teraz dzwonię do twojej matki i czekam na 25 tysięcy. - stwierdził z chamskim uśmieszkiem.
-Dobra! - zaczęłam ściągać bluzkę. Nie mam pojęcia, dlaczego.
-Szanuj się, dziewczyno! - warknął.
-Ha! I kto to mówi? Co innego mi zostało? Weź nóż, zabij mnie. Poderżnij mi gardło. Czekam.
-Ty kretynko! Zamilcz! Dzwonię. I za chwilę usłyszysz głos swojej matki.
Siedziałam, więc w bezruchu. Z czasem zaczęło mi odbijać. Śpiewałam radośnie, bo nic innego mi nie pozostało. Wtem usłyszałam kroki. Od razu je poznałam. Były pewne, namiętne i groźne.
-Justin, chodź, zatańczymy- śmiałam się przez łzy. On podszedł do mnie, był zdziwiony, lecz zaciekawiony.
-Poje....Oszalałaś? - spytał rozżalonym głosem z lekkim współczuciem.
-No dalej, kotku. Kici, kici! - nie przestawałam się śmiać.
-Słuchaj, tu jest twój telefon. Teraz dzwonię do twojej matki i czekam na 25 tysięcy. - stwierdził z chamskim uśmieszkiem.
-Dobra! - zaczęłam ściągać bluzkę. Nie mam pojęcia, dlaczego.
-Szanuj się, dziewczyno! - warknął.
-Ha! I kto to mówi? Co innego mi zostało? Weź nóż, zabij mnie. Poderżnij mi gardło. Czekam.
-Ty kretynko! Zamilcz! Dzwonię. I za chwilę usłyszysz głos swojej matki.
poniedziałek, 9 września 2013
Rozdział 22
(Pisze na tablecie sorki za błędy i brak niektórych ogonkow,)
Na mojej skórze w szybkim tempie pojawiła sie gęsia skórka. Serce biło w rytmie jego słów "będziesz moją zakładniczka". Czy mogło być gorzej? Zostałam porwana przez miłość swojego życia. Mimo bólu psychicznego, który mi sprawił, nie czułam do niego żalu ani złości. Spojrzałam na swoje dłonie, były sine od zimna, choć ledwo to dostrzegłam, gdyż dookoła było ciemno. Znów wpadłam w panikę.
-Justin!- krzyczałam zapłakana - nienawidzę cię! - darłam się jak opętana. Chwilę potem usłyszałam ciężkie, przyspieszone kroki. Dźwięk odkluczania drzwi sprawiał mi niesamowitą ulgę. Moim oczom ukazał się Justin we własnej osobie, w ręce trzymał duży, ostry nóż. Powoli zbliżył się do mnie. Zamarłam.
-Po co ci nóż?! - pisnelam po czym cofnęłam się o krok. Miałam wielką ochotę uciec.
-Zabije cię - zaśmiał się siejąc panikę w mojej wyobraźni.
-Oszalałes?!
-Rozbieraj się- powiedział stanowczo, jego głos był apodyktyczny.
-A co jeśli tego nie zrobię? - spróbowałam mu się przeciwstawić.
-To cię zabije- Juss oblizal tempą stronę noża, w taki sposób, że wywołał strach w mojej głowie, a jednocześnie podniecenie. Dziwne uczucie
-Mam się rozebrać i może jeszcze zatańczyć dla ciebie, co? O nie, kochany. Naprawdę chcesz zrobić "to" w takich okolicznościach? Nie uważasz, że to miejsce odbierze magię miłości? Kochanie się to nie motyw przewodni miłości. Założe się, że już nieraz to robiłeś nie czekając na tę jedyną. To smutne, że w 21 wieku miłość jest tak nie szanowana. Choć to najgoretsze uczucie, które łączy dwoje ludzi.
Justin podszedł do mnie równym krokiem i uderzył mnie wewnętrzna stroną dłoni prosto w twarz, dając mi tak zwanego liścia. Zaczęłam się kiwać, raz w prowo, raz w lewo. Zakręciło mi się w głowie, po czym upadłam na ziemię robiąc przy tym niezły hałas. Tylko tyle pamiętałam. Nie miałam pojęcia co Justin mi zrobił, gdy się przebudziłam nie było go. Usiadłam na twardej, zimnej podłodze. Po chwili dopiero sie ocknelam. Wtedy zauważyłam, że nie miałam na sobie ubrań. Byłam w samej bieliźnie. Zaczęłam płakać. Moje ciało było zmęczone, sine i niezwykle zimne. Nie wierzyłam w to, że Justin mógł mnie porwać. Wciąż byłam przekonana, że to tylko koszmar, z którego sie obudze będąc w moim cieplutkim, wodnym łóżku.
-Jak miałeś mi to zrobić?!- krzyczałam ile sił w płucach. W moim głosie łatwo było zauważyć przerażenie, gniew i bezsilność. Takie rzeczy do tamtej pory widzialam tylko i wyłącznie na filmach. Bałam się o mamę. Przecież lekarz stanowczo stwierdził, że nie może się denerwować. A cóż z Roxy? Załamałam się.
O nie! W tym momencie przeszło mi przez myśl coś strasznego. Może Justin próbował mnie zgwałcić? Trzęsłam sie. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz.
----------------------------------------------------
Już wczoraj wróciłam! I miałam urodziny ;)
Dziękuję za życzonka! Kocham was!!
Na mojej skórze w szybkim tempie pojawiła sie gęsia skórka. Serce biło w rytmie jego słów "będziesz moją zakładniczka". Czy mogło być gorzej? Zostałam porwana przez miłość swojego życia. Mimo bólu psychicznego, który mi sprawił, nie czułam do niego żalu ani złości. Spojrzałam na swoje dłonie, były sine od zimna, choć ledwo to dostrzegłam, gdyż dookoła było ciemno. Znów wpadłam w panikę.
-Justin!- krzyczałam zapłakana - nienawidzę cię! - darłam się jak opętana. Chwilę potem usłyszałam ciężkie, przyspieszone kroki. Dźwięk odkluczania drzwi sprawiał mi niesamowitą ulgę. Moim oczom ukazał się Justin we własnej osobie, w ręce trzymał duży, ostry nóż. Powoli zbliżył się do mnie. Zamarłam.
-Po co ci nóż?! - pisnelam po czym cofnęłam się o krok. Miałam wielką ochotę uciec.
-Zabije cię - zaśmiał się siejąc panikę w mojej wyobraźni.
-Oszalałes?!
-Rozbieraj się- powiedział stanowczo, jego głos był apodyktyczny.
-A co jeśli tego nie zrobię? - spróbowałam mu się przeciwstawić.
-To cię zabije- Juss oblizal tempą stronę noża, w taki sposób, że wywołał strach w mojej głowie, a jednocześnie podniecenie. Dziwne uczucie
-Mam się rozebrać i może jeszcze zatańczyć dla ciebie, co? O nie, kochany. Naprawdę chcesz zrobić "to" w takich okolicznościach? Nie uważasz, że to miejsce odbierze magię miłości? Kochanie się to nie motyw przewodni miłości. Założe się, że już nieraz to robiłeś nie czekając na tę jedyną. To smutne, że w 21 wieku miłość jest tak nie szanowana. Choć to najgoretsze uczucie, które łączy dwoje ludzi.
Justin podszedł do mnie równym krokiem i uderzył mnie wewnętrzna stroną dłoni prosto w twarz, dając mi tak zwanego liścia. Zaczęłam się kiwać, raz w prowo, raz w lewo. Zakręciło mi się w głowie, po czym upadłam na ziemię robiąc przy tym niezły hałas. Tylko tyle pamiętałam. Nie miałam pojęcia co Justin mi zrobił, gdy się przebudziłam nie było go. Usiadłam na twardej, zimnej podłodze. Po chwili dopiero sie ocknelam. Wtedy zauważyłam, że nie miałam na sobie ubrań. Byłam w samej bieliźnie. Zaczęłam płakać. Moje ciało było zmęczone, sine i niezwykle zimne. Nie wierzyłam w to, że Justin mógł mnie porwać. Wciąż byłam przekonana, że to tylko koszmar, z którego sie obudze będąc w moim cieplutkim, wodnym łóżku.
-Jak miałeś mi to zrobić?!- krzyczałam ile sił w płucach. W moim głosie łatwo było zauważyć przerażenie, gniew i bezsilność. Takie rzeczy do tamtej pory widzialam tylko i wyłącznie na filmach. Bałam się o mamę. Przecież lekarz stanowczo stwierdził, że nie może się denerwować. A cóż z Roxy? Załamałam się.
O nie! W tym momencie przeszło mi przez myśl coś strasznego. Może Justin próbował mnie zgwałcić? Trzęsłam sie. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz.
----------------------------------------------------
Już wczoraj wróciłam! I miałam urodziny ;)
Dziękuję za życzonka! Kocham was!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)