środa, 18 grudnia 2013
poniedziałek, 7 października 2013
Rozdział 30- ZAKOŃCZENIE
ZAKOŃCZENIE
* * *
Przepraszam za wielkie opóźnienie, ale to przez "wspaniałego" bloggera, który znów miewał kiepskie samopoczucie. Zmieniłam zakończenie, gdyż wcześniej były zbyt...drastyczne. Niedługo dodam drugą część zakończenia "po latach".
* * *
Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Tym razem nie była to oznaka zimna, lecz podniecenia, które wywołał u mnie właśnie on . Justin podszedł powoli do mnie. Już po chwili jego usta były w niebezpiecznej odległości od moich. Tak, właśnie, zaczęliśmy się całować. I to namiętnie. Nie trwało to zbyt długo, bo po chwili oboje przeraziliśmy się słysząc donośny dźwięk syreny policyjnej. Kilka chwil potem kilka radiowozów policyjnych zatrzymało się przed domem.
-Co jest, kurwa? - zawołał Justin tak jakby nagle ktoś mu przywalił w głowę jakimś twardym przedmiotem.
-Mnie się pytasz?
-Ubieraj się! - warknął ochryple przykrywając koszulką swą cudowną klatę. Nie minęła minuta, a już byłam w ciuchach.
-Co teraz? Boję się...- dotykając piersi z łatwością mogłam odczuć przyspieszone bicie serca. Justin nie odpowiedział. W jego oczach ujrzałam tysiące pomysłów. Wyglądał jakby był narkomanem, który właśnie coś wziął.
-Co mam zrobić?! - wielką trudność sprawiało mi utrzymanie równowagi. Justin tym razem także nie odpowiedział. Przerwało mu donośne wyważenie drzwi. Po chwili moim oczom ukazało się kilku napakowanych mężczyzn.
-Tu Policja! - krzyknął jeden z nich. Dźwięk przez uszy i gardło przedostał się do żołądka, poczułam jakby zamiast motylków były tam dobrze naostrzone noże.
-Yyy...Tak? - stałam jak wryta. Gapiłam się na uzbrojonych mężczyzn, którzy patrzyli na mnie z pobłażliwym wzrokiem jak na wariatkę.
-Zabierzcie ją. - warknął jeden z nich.
-Coo?! Ja nigdzie nie idę. - zaczęłam powoli się wycofywać. Policjant chwycił mnie za nadgarstki i prowadził w stronę wyjścia.
-Nie próbuj się wyrywać. Z nami będziesz bezpieczna. Za chwilę będziesz na komisariacie, tam nam wszystko opowiesz.
-Co opowiem? O co tu chodzi?! - miałam wielką ochotę kopnąć policjanta w jego czułe miejsce, ale powstrzymałam się. Pozostali policjanci usiłowali uspokoić Justina, który najchętniej pozabijałby wszystkich wokół.
-Dobra...Chłopaki...Porozmawiajmy ze spokojem. O co chodzi? - Justin zaczął wreszcie normalnie oddychać.
-Jesteś porywaczem, nic cię już nie obroni.
-Porywaczem? - Justin stanął w bezruchu. Patrzył gdzieś w dal, jakby chciał coś ułożyć sobie w głowie. Wreszcie to zrobił. W ułamku sekundy wybiegł z domu jak tornado. Policja kilka razy przeklęła pod nosem i ruszyła w pogoń za Jussem. Wszystko działo się stanowczo za szybko. Nie miałam nawet czasu, aby wytłumaczyć sobie co zaszło. Tak bardzo chciało mi się płakać, ale nie potrafiłam. Wybiegłam z domu, by zobaczyć co się dzieje. Justin biegł przed siebie nie patrząc nawet czy wciąż go gonią.
Był szybki i zwinny. Policja nie mogła go dogonić. Usłyszałam strzały. Po chwili Justin z hukiem padł na ziemię. Nie krzyczałam, nie płakałam, po prostu biegłam ile sił w nogach. Biegłam bezmyślnie jak dziecko we mgle gonione przez stado wilków. Kręciło mi się w głowie, omal nie potknęłam się o własne stopy. Justin leżał jak trup. Wokół niego stali policjanci. Jeden z nich rozmawiał przez telefon. Uklęknęłam przed nim patrząc na zakrwawione plecy. Czułam się jak niedorozwinięta, kompletnie nie dochodziło do mnie to co właśnie przed chwilą się stało. Usiadłam na ziemi i patrzyłam w niebo.
-Ładne chmury- westchnęłam.
-On żyje?! - zapytał jeden.
-Wątpię. Dzwońcie po karetkę.
-Zabiłem go. - dokładnie przyjrzałam się kto to powiedział. Spojrzałam na Justina. Był zalany krwią. Nie żył. On n i e ż y ł. Umarłam. Umarł mój rozum. Umarło serce. Nie istniałam. Stałam jak kretynka, gapiłam się na ukochanego. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Nie widziałam nic poza nim. Zachwiałam się kilka razy. W końcu straciłam przytomność i runęłam na ziemię jak powalone drzewo.
-Julia! Obudź się! - otwierając oczy ujrzałam Justina. Wbrew pozorom był cały i zdrów.
-Ja spałam? - zdziwiłam się.
-Ty...płakałaś przez sen.
-Wszystko jest okej? - spytałam spoglądając na miłość mojego życia.
-To ja powinienem cię o to spytać.
-Muszę odpocząć..
-Przecież ty s p a ł a ś.
-Tak, ale to mnie zmęczyło.
-Miałaś iść się wykąpać, a godzinkę się przespałaś.
-Godzinkę? Godzinkę?!
-Nie ogarniam cię, mała - Justin śmiał się jak głupi.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
* * *
* * *
Przepraszam za wielkie opóźnienie, ale to przez "wspaniałego" bloggera, który znów miewał kiepskie samopoczucie. Zmieniłam zakończenie, gdyż wcześniej były zbyt...drastyczne. Niedługo dodam drugą część zakończenia "po latach".
* * *
Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Tym razem nie była to oznaka zimna, lecz podniecenia, które wywołał u mnie właśnie on . Justin podszedł powoli do mnie. Już po chwili jego usta były w niebezpiecznej odległości od moich. Tak, właśnie, zaczęliśmy się całować. I to namiętnie. Nie trwało to zbyt długo, bo po chwili oboje przeraziliśmy się słysząc donośny dźwięk syreny policyjnej. Kilka chwil potem kilka radiowozów policyjnych zatrzymało się przed domem.
-Co jest, kurwa? - zawołał Justin tak jakby nagle ktoś mu przywalił w głowę jakimś twardym przedmiotem.
-Mnie się pytasz?
-Ubieraj się! - warknął ochryple przykrywając koszulką swą cudowną klatę. Nie minęła minuta, a już byłam w ciuchach.
-Co teraz? Boję się...- dotykając piersi z łatwością mogłam odczuć przyspieszone bicie serca. Justin nie odpowiedział. W jego oczach ujrzałam tysiące pomysłów. Wyglądał jakby był narkomanem, który właśnie coś wziął.
-Co mam zrobić?! - wielką trudność sprawiało mi utrzymanie równowagi. Justin tym razem także nie odpowiedział. Przerwało mu donośne wyważenie drzwi. Po chwili moim oczom ukazało się kilku napakowanych mężczyzn.
-Tu Policja! - krzyknął jeden z nich. Dźwięk przez uszy i gardło przedostał się do żołądka, poczułam jakby zamiast motylków były tam dobrze naostrzone noże.
-Yyy...Tak? - stałam jak wryta. Gapiłam się na uzbrojonych mężczyzn, którzy patrzyli na mnie z pobłażliwym wzrokiem jak na wariatkę.
-Zabierzcie ją. - warknął jeden z nich.
-Coo?! Ja nigdzie nie idę. - zaczęłam powoli się wycofywać. Policjant chwycił mnie za nadgarstki i prowadził w stronę wyjścia.
-Nie próbuj się wyrywać. Z nami będziesz bezpieczna. Za chwilę będziesz na komisariacie, tam nam wszystko opowiesz.
-Co opowiem? O co tu chodzi?! - miałam wielką ochotę kopnąć policjanta w jego czułe miejsce, ale powstrzymałam się. Pozostali policjanci usiłowali uspokoić Justina, który najchętniej pozabijałby wszystkich wokół.
-Dobra...Chłopaki...Porozmawiajmy ze spokojem. O co chodzi? - Justin zaczął wreszcie normalnie oddychać.
-Jesteś porywaczem, nic cię już nie obroni.
-Porywaczem? - Justin stanął w bezruchu. Patrzył gdzieś w dal, jakby chciał coś ułożyć sobie w głowie. Wreszcie to zrobił. W ułamku sekundy wybiegł z domu jak tornado. Policja kilka razy przeklęła pod nosem i ruszyła w pogoń za Jussem. Wszystko działo się stanowczo za szybko. Nie miałam nawet czasu, aby wytłumaczyć sobie co zaszło. Tak bardzo chciało mi się płakać, ale nie potrafiłam. Wybiegłam z domu, by zobaczyć co się dzieje. Justin biegł przed siebie nie patrząc nawet czy wciąż go gonią.
Był szybki i zwinny. Policja nie mogła go dogonić. Usłyszałam strzały. Po chwili Justin z hukiem padł na ziemię. Nie krzyczałam, nie płakałam, po prostu biegłam ile sił w nogach. Biegłam bezmyślnie jak dziecko we mgle gonione przez stado wilków. Kręciło mi się w głowie, omal nie potknęłam się o własne stopy. Justin leżał jak trup. Wokół niego stali policjanci. Jeden z nich rozmawiał przez telefon. Uklęknęłam przed nim patrząc na zakrwawione plecy. Czułam się jak niedorozwinięta, kompletnie nie dochodziło do mnie to co właśnie przed chwilą się stało. Usiadłam na ziemi i patrzyłam w niebo.
-Ładne chmury- westchnęłam.
-On żyje?! - zapytał jeden.
-Wątpię. Dzwońcie po karetkę.
-Zabiłem go. - dokładnie przyjrzałam się kto to powiedział. Spojrzałam na Justina. Był zalany krwią. Nie żył. On n i e ż y ł. Umarłam. Umarł mój rozum. Umarło serce. Nie istniałam. Stałam jak kretynka, gapiłam się na ukochanego. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Nie widziałam nic poza nim. Zachwiałam się kilka razy. W końcu straciłam przytomność i runęłam na ziemię jak powalone drzewo.
-Julia! Obudź się! - otwierając oczy ujrzałam Justina. Wbrew pozorom był cały i zdrów.
-Ja spałam? - zdziwiłam się.
-Ty...płakałaś przez sen.
-Wszystko jest okej? - spytałam spoglądając na miłość mojego życia.
-To ja powinienem cię o to spytać.
-Muszę odpocząć..
-Przecież ty s p a ł a ś.
-Tak, ale to mnie zmęczyło.
-Miałaś iść się wykąpać, a godzinkę się przespałaś.
-Godzinkę? Godzinkę?!
-Nie ogarniam cię, mała - Justin śmiał się jak głupi.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
* * *
wtorek, 1 października 2013
Najważniejsza i ostatnia Informacja.
Cześć!
Jeśli tu jesteś, to znaczy, że weszłaś/wszedłeś na mojego bloga, by móc oddychać tym fantazyjnym powietrzem, które bardzo chcę tchnąć w wasze płuca. Pisanie to moje hobby. I nie chodzi mi o kaligrafię czy pisanie w zeszytach na lekcjach. Na myśli mam pisanie opowiadań, które gdzieś tam głęboko we mnie siedzą. Cieszę się, że wam się to podoba. Właśnie dla was to robię. Chcę, żebyście czasem uśmiechnęli się do monitora, wytarli łezkę spływającą po policzku albo zaciskali pięści ze złości. To była moja misja- sprawić wam przyjemność. Teraz czas tę misję zakończyć. Zaczęła się szkoła, druga klasa gimnazjum, czyli wiele nauki. Oprócz tego straciłam wenę do dalszych rozdziałów. Już wcześniej wymyśliłam zakończenie, teraz muszę zrealizować ten plan. Domyślam się, że jesteście teraz wściekli na mnie. Przepraszam. Ten blog był moim pierwszym, więc pojawiło się wiele błędów, nie tylko językowych.
Mam dobry pomysł na nowego bloga, więc będę go pisać, lecz jeszcze nie teraz, jak już pisałam, mam dużo nauki.
Zapraszam tutaj: http://paranormal-love-pl.blogspot.com/
Proszę wszystkich, którzy są ciekawi mojej dalszej..."działalności" o zaobserwowanie mnie na tt
https://twitter.com/LiliWriter tam będę powiadamiała o nowych blogach, rozdziałach itp.
Już niedługo pojawi się najdłuższy i ostatni rozdział na tym blogu. Myślę, że to nastąpi w najbliższym czasie (czyt. chyba dzisiaj). Polubiłam Was, naprawdę bardzo! To co mi pisaliście, to jak bardzo czekaliście na rozdziały...Dziękuję Wam za to, ale wszystko się kiedyś kończy.
Może ktoś by chciał pisać tłumaczenie tego bloga?:) Na język angielski! Albo inny...:) Potrzebuję również osobę, która zna się na grafice.
Pisać! Kontakt ze mną albo na twitterze, albo na facebooku: konto prywatne:https://www.facebook.com/liliofficial.0 lub, ja to adminka LILI na stronce: https://www.facebook.com/pages/M%C3%B3j-m%C4%85%C5%BC-b%C4%99dzie-nazywa%C5%82-si%C4%99-Justin-Bieber/157438441047578?ref=hl
ps. "dziękuję bardzo" za te hejty na mnie za to, że kończę z pisaniem, dziękuję!
Jeśli tu jesteś, to znaczy, że weszłaś/wszedłeś na mojego bloga, by móc oddychać tym fantazyjnym powietrzem, które bardzo chcę tchnąć w wasze płuca. Pisanie to moje hobby. I nie chodzi mi o kaligrafię czy pisanie w zeszytach na lekcjach. Na myśli mam pisanie opowiadań, które gdzieś tam głęboko we mnie siedzą. Cieszę się, że wam się to podoba. Właśnie dla was to robię. Chcę, żebyście czasem uśmiechnęli się do monitora, wytarli łezkę spływającą po policzku albo zaciskali pięści ze złości. To była moja misja- sprawić wam przyjemność. Teraz czas tę misję zakończyć. Zaczęła się szkoła, druga klasa gimnazjum, czyli wiele nauki. Oprócz tego straciłam wenę do dalszych rozdziałów. Już wcześniej wymyśliłam zakończenie, teraz muszę zrealizować ten plan. Domyślam się, że jesteście teraz wściekli na mnie. Przepraszam. Ten blog był moim pierwszym, więc pojawiło się wiele błędów, nie tylko językowych.
Mam dobry pomysł na nowego bloga, więc będę go pisać, lecz jeszcze nie teraz, jak już pisałam, mam dużo nauki.
Zapraszam tutaj: http://paranormal-love-pl.blogspot.com/
Proszę wszystkich, którzy są ciekawi mojej dalszej..."działalności" o zaobserwowanie mnie na tt
https://twitter.com/LiliWriter tam będę powiadamiała o nowych blogach, rozdziałach itp.
Już niedługo pojawi się najdłuższy i ostatni rozdział na tym blogu. Myślę, że to nastąpi w najbliższym czasie (czyt. chyba dzisiaj). Polubiłam Was, naprawdę bardzo! To co mi pisaliście, to jak bardzo czekaliście na rozdziały...Dziękuję Wam za to, ale wszystko się kiedyś kończy.
Może ktoś by chciał pisać tłumaczenie tego bloga?:) Na język angielski! Albo inny...:) Potrzebuję również osobę, która zna się na grafice.
Pisać! Kontakt ze mną albo na twitterze, albo na facebooku: konto prywatne:https://www.facebook.com/liliofficial.0 lub, ja to adminka LILI na stronce: https://www.facebook.com/pages/M%C3%B3j-m%C4%85%C5%BC-b%C4%99dzie-nazywa%C5%82-si%C4%99-Justin-Bieber/157438441047578?ref=hl
ps. "dziękuję bardzo" za te hejty na mnie za to, że kończę z pisaniem, dziękuję!
piątek, 27 września 2013
Rozdział 29
-Zimno mi- westchnęłam wchodząc do domu.
-Kicia moja kochana wreszcie wróciła- Justin przybiegł z uśmiechem i przytulił mnie. Od razu zrobiło mi się cieplej. - Walizki?! Zamieszkasz ze mną? - ucieszył się, przytulił mnie mocniej i podniósł delikatnie ku górze.
-Tak, kochanie- mruknęłam wesoło.
-To...Jak spędzamy nasz pierwszy wspólny wieczór? - powiedział Justin unosząc brwi tak jakby chciał powiedzieć "chyba wiesz co mam na myśli".
-Wymyśl coś.
-Może...- przygryzł dolną wargę.
-Ja pójdę wziąć gorącą kąpiel, a ty idź do sypialni i włącz jakiś fajny film, dobra? - wyprzedziłam go.
-Jasne - pocałował mnie w czoło i odszedł w stronę wspomnianego pomieszczenia. Poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się sobie przyglądać. Moja twarz była wciąż przemęczona, ale wyglądała tak jak zwykle. Zarumienione policzki ładnie kontrastowały z bladą twarzą. Wyglądałam na przestraszoną i poważnie zranioną psychicznie dziewczynę, która dopiero co uciekła z rąk złoczyńcy. Byłam przeraźliwie chuda. Mogłam z łatwością policzyć sobie żebra. Wyglądałam jak wrak człowieka, mimo to tkwiło we mnie coś co mogło przyciągać chłopców. Do końca nie wiem co to było, ale to "coś" sprawiało, że wyglądałam naprawdę atrakcyjnie. Chwilę robiłam głupie miny przed lustrem, ale z czasem zamieniły się w seksowne. Starałam się wyglądać tak, aby podobać się samej sobie. I udało mi się. Pomyślałam, że gdybym była chłopakiem, najchętniej zaciągnęłabym siebie do łóżka i zdarła ciuchy, jak dzikie zwierzę skórę ze swojej ofiary. To chyba nie było dobre porównanie, bo w tamtym momencie na myśl przyszło mi coś złego. Porwania, gwałciciele, zbrodnie, przerażenie, ucieczka, życie...Życie? Czy może jego koniec? Wówczas, gdy przytrafi się coś złego nasze życie słabnie. Wkrótce i ono musi umrzeć. I nie umiera w tym momencie co my. Zostaje zniszczone, porwane na kawałki, których nie umiemy złożyć. Nikt jeszcze nie wynalazł kleju, który potrafiłby je skleić, ale Bóg znalazł odpowiedni lek. Zesłał na ziemie anioły, które podtrzymują nas na duchu i każdego dnia łączą elementy w całość. Justin był takim aniołem, a raczej diabłem zamienionym w anioła. Czy to możliwe? Nie wiedziałam. Czy człowiek może się aż tak zmienić? Pytanie retoryczne. Ja umierałam z dnia na dzień. Nie z powodu choroby, lecz z miłości. Zakazanej, niemożliwej, sprawiającej cierpienie. Umierałam, bo byłam cholernie zakochana w tym bezdusznym chamie. Ale również dzięki niemu żyłam. Dziwne. Miłość to śmierć, ale to miłość ratuje od śmierci. Głupia filozofia.
Napełniłam wannę gorącą wodą. Powoli do niej weszłam, z lekką obawą przed jej ciepłem. Ach, było świetnie. Ja i duża wanna z hydromasażem. Pływałam w obłokach. Myślałam o wszystkim i o niczym. Czułam się wspaniale. Po chwili beztroskiego rozmyślania do łazienki wszedł "on".
-Justin!! -wydarłam się starając się pianą zasłonić pewne miejsca.
-Naprawdę tego nie chcesz?- na jego słodkiej twarzy pojawił się jeszcze słodszy uśmieszek.
-Czyli...Chcesz tu do mnie wejść? - zaśmiałam się.
-A mogę? - zrobił słodkie oczka. Uśmiechnęłam się. Justin w szybkim tempie pozbawił się paska od spodni, który i tak służył mu tylko jako ozdoba, ściągnął spodnie, potem także bluzkę.
--------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście.
Kocham was za wytrwałość, za te komentarze,
50 000 wyświetleń, za wszystko. Naprawdę,
dziękuję i.. no cóż... jesteście najwspanialsi!
MÓJ TWITTER! Piszę tam kiedy rozdziały:)
Hahaha! Nie, "Writer" to nie moje nazwisko,
tylko po angielsku ''pisarka" lub coś w tym stylu
i nie, nie uważam się za pisarkę, po prostu taka nazwa:)
TWITTER KLIK
-Lili :)
niedziela, 22 września 2013
Rozdział 28
Wbiegłam do domu jak jakieś dzikie zwierze. Byłam roztrzęsiona i trochę trzęsłam się z zimna.
-Mamo! - wydarłam się wniebogłosy. Już po chwili usłyszałam jak ktoś biegnie po schodach. To była ona. Zapłakana, załamana, ale piękna jak zawsze. Wtuliła się we mnie z całych sił.
-Boże! - płakała jak szalona. Łzy zalały jej twarz i rozmazały tusz do rzęs. Tuliłyśmy się do siebie, a ona wciąż nie mogła uwierzyć w to, że byłam obok niej. Spojrzała mi prosto w oczy. - Wszystko w porządku? - spytała dławiąc się łzami.
-Tak, jest dobrze... - podciągnęłam nosem, ja także płakałam. Bałam się, że już nigdy nie zobaczę mamy, że Justin mnie zabije, ale najwidoczniej zdarzył się cud i mój los się odmienił.
-Jak udało ci się uciec? I dlaczego porywacz nie odbierał telefonu?! Na całe szczęście policja się nim zajmie! - na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ja, natomiast, zamarłam. Co to miało znaczyć? Co jeśli Justin pójdzie za kraty? Nie wytrzymałabym tego. Ja go naprawdę kochałam.
-Ale...On sam mnie wypuścił...I..ten...no...Mnie porwała taka Olivia! Zazdrosna koleżanka z klasy, która chciała mojej kasy. O, widzisz jak zrymowałam? Na całe szczęście ten chłopak, z którym rozmawiałaś przez telefon, wypuścił mnie. To ona go zmusiła do porwania. Naprawdę. Mamo, odwołaj to! On nie może pójść do więzienia. Ja go kocham!
-Co?! Poczekaj, to za wiele - mama usiadła na fotelu, głośno przełknąwszy ślinę poczęła myśleć. Najprawdopodobniej układała sobie w głowie to wszystko. -Czyli zakochałaś się w jakimś starym gwałcicielu? - spytała, po czym westchnęła głośno, jakby bezsilnie.
-Nie, mamo! Justin to mój kolega z klasy, został zmanipulowany, robił to co kazała mu Olivia, ona go szantażowała. Ja go kocham, najbardziej pod słońcem!
-Victoria i Thomas przez całe trzy dni szukali cię bezustannie, wszędzie! Ja jeździłam autem pytałam przechodniów..Boże! Wiesz jak my wszyscy rozpaczaliśmy?! Cała twoja klasa się tym bardzo przejęła. Trzy dni bez ciebie były jak wieczna męka. Jak dobrze, że jesteś tu cała i zdrowa! - objęła mnie i ucałowała.
-Mamo...Justin zaproponował mi mieszkanie razem. Jestem pełnoletnia, więc chyba mogę, co?
-Co?! Zostawisz mnie teraz?- zdenerwowała się.
-Nie, mamo, będę u ciebie codziennie, ale przeprowadzę się do niego. Proszę, ja naprawdę go kocham.
-Skoro go kochasz, to nie mogę ci zabronić. Twoje szczęście jest moim szczęściem. - westchnęła z lekkim matczynym uśmieszkiem.
-Kocham cię mamo- pocałowałam ją w zarumieniony ze szczęścia polik.
-Ja cię też córciu.
-Mamo, to ja się spakuję.
-Dobrze...Ale masz mnie odwiedzać codziennie i czasem zostawać na noc!
-Tak mamo, obiecuję. - uśmiechnęłam się od ucha do ucha i pobiegłam na górę, do mojego pokoju. Wyjęłam z szafy walizkę, przy okazji zwalając sobie na głowę kilka ciuszków. Spakowałam wszystko co potrzebne: kilkanaście bluzek, bluzy, kilka par spodni, jakieś legginsy, buty, bieliznę, miniówki, musiałam przecież wyglądać seksownie dla Justina, kosmetyki i wiele, wiele innych niezbędnych rzeczy. Juss mieszkał dość blisko mnie, więc w każdej chwili mogłam wracać do mamy. Gdy już się spakowałam, przeklnęłam kilka razy, bo walizka nie chciała się dopiąć, ucałowałam mamę, obiecałam kolejny raz, że wrócę nad ranem, musiałam przywitać się z siostrą i wyszłam. Byłam uradowana tym, że wreszcie zamieszkam z chłopakiem. Miałam mnóstwo planów na przyszłość z nim.
--------------------------------------------------------
znów krótki :/, niedługo kolejny!
ps. dodałam zdjęcie swojej mordy:Dmacie: klik
+ pytanie: chcecie choć jeden zboczony rozdział?
piątek, 20 września 2013
Rozdział 27
Wyszłam z ukrycia, podeszłam do niego wolnym, niepewnym krokiem i przytuliłam go od tyłu, rękoma objęłam jego szyję. Nie drgnął. Dopiero po chwili pocałował kilka razy moją dłoń. Wciąż patrzył w jeden punkt.
-Justin, co jest?
-Nic...Nieważne. - warknął oschle.
-Ja widzę! - tupnęłam nogą, jak mała dziewczynka, której ktoś odebrał lizaka.
-Nie, kochanie.- spróbował się uśmiechnąć, ale mu nie wyszło. - Ona teraz mnie zniszczy, zniszczy! - wrzasnął.
-Spokojnie. Wytłumacz mi o co chodzi! - oburzyłam się.
-Nie fochaj się teraz, no - pocałował mnie w czoło i objął. - nie chcę ci tego mówić, to zniszczy mnie i nie chcę, aby zniszczyło też ciebie albo raczej n a s.
-Pamiętasz? Razem pokonamy wszystko. Mi możesz powiedzieć absolutnie każdą rzecz, która cię gnębi.
-Dobra...Wiesz jak ciężko o tym mówić? - Justin podwinął usta do środka. Zaczerwienił się.
-Nie obchodzi mnie to. Mnie nie możesz się wstydzić. - Justin siedział na fotelu, ja stałam przed nim. Przyciągnął mnie bliżej siebie i przytulił się do mojego podbrzusza. Przypuszczam, że dziwnie to wyglądało, ale nie miało to żadnego podtekstu. On po prostu mnie kochał.
-Olivia uwielbiała się ze mną kochać. - zaczął, wyglądał na speszonego, rozglądał się na boki. - więc dość często to robiliśmy. - ciągnął dalej, zrobiło mi się przykro, ale nie dałam mu tego po sobie poznać.
-Aha, rozumiem. - westchnęłam.
-Nie wiedziałem tylko tego, że ona przez cały czas mnie nagrywała. - wrzasnął z gniewem uderzając pięścią w stół.
-Boże...
-No właśnie. Powiedziała, że jak nie dam jej tej kasy, jak cię nie porwę, to...wstawi to do internetu. Muszę przyznać, że fajnie tam wyglądam, ale ja tego nie chcę.
-Boże! - zawołałam. - to dlatego mnie porwałeś?! - wściekłam się.
-Przepraszam!
-Pomogę ci. Musimy się na niej odegrać. Nie dopuszczę do tego, żeby te filmiki znalazły się w internecie.
-Kocham cię- Justin znowu zaczął mnie całować. Przerwałam mu, choć muszę przyznać, że całował najcudowniej pod słońcem i jestem pewna w stu procentach, że nikt nie robi tego lepiej od niego. Przerwałam, bo wręcz musiałam pobiec do domu, do mamy.
-Muszę już iść do domu!
-Ale...- zrobił smutną minkę i złapał mnie za rękę.
-Przyjadę kochanie - pocałowałam go w czoło i wyszłam. Biegłam do domu, bo nie mogłam się doczekać aż zobaczę mamę i siostrę.
--------------------------------------------------------
narazie taki króciutki :) przepraszam!
kocham was bardzo mocno
środa, 18 września 2013
Rozdział 26
W jego ramionach czułam się niczym w niebie. Wierzyłam, że to była nagroda za moje cierpienie.
Kochałam go. I czułam, że tylko z nim mogłabym być szczęśliwa. Nawet nie wyobrażacie sobie tej radości w moim sercu. On się zmienił. Po chwili wzajemnych pieszczot, Justin stanął przede mną, pocałował mnie delikatnie w polik, po czym uklęknął, uśmiechnął się romantycznie i zaczął mówić:
- Pobawmy się w pewną zabawę. Ja będę zawsze przy tobie. Nie pozwolę uronić ci choć jednej łzy. Będę cię bronił przed wszelkim niebezpieczeństwem. I pocieszał w złych chwilach. Wszystko przejdziemy razem, każde dobre momenty i każde złe. Będziesz cząstką mnie, a ja cząstką ciebie. Mimo kłótni, nie odejdziemy od siebie, bo będzie łączył nas silny łańcuch, którego nic nie przerwie. Zawsze dojdziemy do zgody. Pobierzemy się, gdy przyjdzie na to pora, będziemy mieli gromadkę przecudownych dzieciaków, później wnuków. Będziemy ich kochać ponad wszystko i robić wszystko, żeby byli szczęśliwi. Razem się zestarzejemy. I nawet śmierć nas nie rozłączy. Przysięgam, nie zależy mi tylko na seksie. Choć z tobą byłoby to niezapomniane przeżycie. Tylko na miłości. Na tym cholernie niesamowitym uczuciu, które mi towarzyszy przez cały czas gdy cię widzę. Nie wiem dlaczego nie umiałem ci tego wcześniej okazać..Ale gdy tylko zobaczyłem cię pierwszy raz już to czułem. Chcę być twoim idealnym chłopakiem. Czy chcesz tego? - klęczał przede mną, patrzył mi prosto w oczy przez cały czas, gdy mówił. Mój wzrok podążał za jego ustami, które wypowiadały niesamowite słowa. I w tym momencie nie wiedziałam co zrobić. Gdybym mogła, najchętniej umarłabym ze szczęścia. Stałam w bez ruchu z wytrzeszczonymi oczami i szeroko otwartymi ustami, co pewnie śmiesznie wyglądało.
-No nie wiem. - westchnęłam, po czym zaśmiałam się, rękoma objęłam jego szyję i zaczęłam wrzeszczeć na cały głos "tak, tak, tak". Z jego oczu popłynęła łza. Nie było to ani trochę "pedalskie", że się wzruszył, a wręcz najbardziej męskie na całym świecie.
-Nie wiem jak mogłem cię uderzyć - zaczął gładzić dłonią mój polik. Płakał. Ja także zaczęłam.
-Miłość to wybaczenie, więc...
-Nigdy bym cię nie skrzywdził. Uwierz. Nigdy. To wszystko było ustawione, nie zrobiłbym ci nic. Chciałem wyłudzić od twojej mamy pieniądze. Ja...ja taki nie jestem. Ja... nie wiem co powiedzieć. - wciąż płakał.
-Słyszałam o jakiejś lasce, którą też porwałeś, co jej zrobiłeś? - przypomniało mi się.
-Robert był z nami. Ze mną i Olivią. Też chciał kasy. Zmyślił to...- w tym momencie ktoś zapukał do drzwi. - pójdę otworzyć - szepnął. Wystraszyłam się, że to jakiś haczyk. Co jeśli Juss chce mi coś zrobić i udawał, że się zmienił? W drzwiach ujrzałam Olivię. Schowałam się za ścianą. Nie chciałam, żeby mnie widziała, ale chciałam podsłuchać. Justin myślał,że poszłam do łazienki.
-O, Olivka. - powiedział bez życia w głosie.
-O, Justin, kretynie. Masz kasę?
-Nie dam ci tej kasy. - warknął.
-Cooooo?!
-Nie będziesz mną manipulowała. Ja kocham Julię. Słyszysz? Kocham. - powiedział. Olivia wyglądała na zdumioną.
-Ty chu...ty...idioto! - uderzyła go pięścią w klatkę piersiową.
-Nie wysilaj się. Zrobiłaś to specjalnie, byłaś zazdrosna, bo Julia jest lepsza od ciebie. Nie wiem jak mogłem się w to wkręcić i ją zranić.
-Skoro nie dałeś mi kasy, to to zrobię.
-Co zrobisz?
-A pamiętasz umowę? - zaśmiała się złowieszczo.
-O kurde. - wrzasnął. Olivia uciekła.
wtorek, 17 września 2013
Rozdział 25
Justin posunął się nieco za daleko. Zaczął ściągać mi bluzkę, która wcześniej siła wyrwałam mu z rąk.
-Stop! Nie myśl sobie, że mnie teraz przelecisz. - warknęłam. Już się go nie bałam.
-Nawet nie chciałem! Przepraszam. Ej skarbie. Wybaczysz mi?
-Co?
-Wszystko. - zrobił słodkie oczka. Nie śmiał się, był całkowicie poważny. Łza nadal płynęła po jego policzku. Otarłam ją.
-Nigdy w życiu nie zapomnę tego co mi zrobiłeś, tego jak przez ciebie cierpiałam, ale...Kocham cię. Kocham cię za bardzo, aby teraz przestać. - na końcu krótko westchnęłam. - mam nadzieję, że sporóbujesz to naprawić. - uśmiechnęłam się.
-Będę robił wszystko, rozumiesz? W s z y s t k o, abyś tylko mi wybaczyła. Doszedłem do wniosku, że przez ciebie umrę. Tylko...
-Tylko co?
-Co z tymi pieniędzmi? - spytał niepewnie
-Chcesz je?
-Nie. Właśnie nie chcę. Olivia niedługo będzie, chodź, pomożesz mi ją załatwić.
-Załatwić?! - wzdrygnęłam się.
-Nie bój się, nic jej nie zrobię. No chodź. - złapał mnie za rękę.
-Gdzie idziemy?
-Na górę, musisz coś zjeść, wypić i się ogrzać. Musze się tobą zaopiekować. Jesteś wycieńczona. - Justin nagle posmutniał. Już byłam w jego domu. Był nowoczesny, ładnie urządzony. Dominowała biel. Justin zerkał na mnie jednym okiem, a gdy spojrzałam przygryzał delikatnie wargę. Nie umiem opisać uczucia, które w takim momencie we mnie tkwiło. Juss był tak bardzo seksowny i podniecający, po za tym był naprawdę słodki, uroczy i niesamowicie przystojny. To dlatego każda dziewczyna piszczała wręcz na jego widok.Wręcz nie mogłam uwierzyć w to, że zaproponował mi mieszkanie razem. Miałam tak wiele planów na przyszłość z nim. Kompletnie nie bałam się. Widziałam, że się zmienił.
-Kocham cię- szepnęłam mu delikatnie do ucha najseksowniej jak umiałam.On przytulił mnie i pocałował w nos. Kochałam zapach jego perfum.
-Ja cię kocham mocniej. I będę cię kochał tak długo jak się da.
-Czyli jak długo?
-Do końca świata i o jeden dzień dłużej. - złapał mnie w talii i przysunął do siebie płynnym ruchem. Zaczął delikatnie całować mnie w szyję. Ogarnęło mnie niesamowite uczucie.
niedziela, 15 września 2013
Przeczytaj!
Siemka ♥
Oto nowy blog, z nowym opowiadaniem.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Oczywiście, historia Julii i Justina jeszcze się nie kończy...:)
Będę prowadziła 2 blogi.
Zapraszam- nowy blog i jego pierwszy rozdział :)
Oto nowy blog, z nowym opowiadaniem.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Oczywiście, historia Julii i Justina jeszcze się nie kończy...:)
Będę prowadziła 2 blogi.
Zapraszam- nowy blog i jego pierwszy rozdział :)
sobota, 14 września 2013
Rozdział 24
Wtedy coś we mnie trafiło i rozum mi powrócił. Zamilkłam spoglądając jednym okiem na Justina. Tak bardzo bałam się spojrzeć mu prosto w oczy.
-Haaaalo?! - zawołał roztrzęsiony, zapłakany głos po drugiej stronie połączenia.
-Mam twoją córkę. - zaśmiał się Justin.
-Błagam cię, oddaj mi ją! Błagam, zrobię wszystko, ale oddaj mi moją córkę! - mama krzyczała przejęta, słysząc jak dusi się płaczem zabolało mnie serce z żalu. Przecież mama nie może się denerwować!
-Uspokój się.
-Skąd mam mieć pewność, że na pewno masz moją córkę zdrową i żywą?
-Dalej skarbie, odezwij się, mama prosi. - Justin skierował te słowa do mnie.
-Mamo? - szepnęłam pytająco- Kocham cię, nie denerwuj się.
-Kochanie! Nie dam rady. Czego on chce?! Oddam za ciebie wszystko! - krzyczała szybko do telefonu, jakby bała się, że Justin się rozłączy.
-No skoro wszystko, to wybierz coś z dwóch opcji. Albo zabijam twoją córkę w dość przyjemny dla mnie sposób albo dasz mi dwadzieścia...dwadzieścia tysięcy. - Justin zawahał się. Spojrzał na mnie, po czym łza popłynęła z jego oka. Siedziałam na ziemii. Byłam zapłakana i wycieńczona. Mama też, słyszałam to po jej głosie. W momencie, gdy Justin wspomniał o zabiciu, zaczęła płakać jeszcze bardziej, a żal jeszcze mocniej ścisnął moje serce.
Justin rozłączył się.
-Czemu to zrobiłeś?! - zawołałam zapłakana. On podszedł do mnie jakby nigdy nic, pomógł wstać podając mi rękę i musnął delikatnie moje usta. Było to dziwne, ale zarazem podniecające.Tęskniłam za tym uczuciem. I w tamtym momencie znów to poczułam. Kochałam go. Mimo tego co mi zrobił. Kochałam.
-Co zamierzasz ze mną teraz zrobić? Zabijesz mnie? - spytałam. On usiadł na ziemi, głowę schował w dłoniach. Chyba płakał.
Podeszłam wolnym krokiem, choć trzęsłam się chihuahua. Uklęknęłam przy nim, przytuliłam się do niego. Rozum podpowiedział mi, żebym uciekła, póki drzwi były odkluczone, ale serce mi nie pozwoliło.
-Odciąłem sobie wszystkie możliwe drogi przede mną i obaliłem wszystkie mosty za sobą. Nie mam wyjścia, muszę umrzeć i smażyć się w piekle przez wieczność. A to wszystko dla Olivii, która mnie wykorzystywała. To nie była miłość, wiesz? To była kasa. Po tym jak mnie okradli zostałem bez grosza, a ona chciała więcej i więcej. Powiedziała, że nie będzie ze mną, jeśli nie dam jej przynajmniej dziesięciu tysięcy. Jak miałem jej dać, skoro nie miałem ich nawet dla siebie? Tylko, że ja ją kochałem. Kochałem ją bardziej od samego siebie. Wiesz, że to ona mi kazała cię porwać? Ja głupi...Zniszczyłem sobie życie! I tobie też. Nie wybaczysz mi...ale teraz zrozumiałem, że ja cię kocham. Kocham ten twój piękny uśmiech, twoje oczy i cudowne usta. Zakochałem się nawet w twoich łzach. Nie wezmę tych pieniędzy od twojej mamy. Nie mogę. Przeze mnie cierpiałaś. Powinienem teraz przyłożyć sobie lufę do skroni. Byłaś jedyną osobą, z którą mógłbym być szczęśliwy. Przepraszam...Julia, ja cię kocham. - wyznał, wciąż widziałam łzy w jego oczach, dostrzegłam w nich cierpienie i złość, złość na samego siebie. Nic nie powiedziałam. Rękoma objęłam jego szyję. Nogami oplotłam jego podbrzusze. Już po chwili całowaliśmy się namiętnie i bez opamiętania. Zauważyłam, że się podniecił. Całowałam się z porywaczem.
Tego bym się nie spodziewała...
Nagle
ciąg dalszy nastąpi!
-Haaaalo?! - zawołał roztrzęsiony, zapłakany głos po drugiej stronie połączenia.
-Mam twoją córkę. - zaśmiał się Justin.
-Błagam cię, oddaj mi ją! Błagam, zrobię wszystko, ale oddaj mi moją córkę! - mama krzyczała przejęta, słysząc jak dusi się płaczem zabolało mnie serce z żalu. Przecież mama nie może się denerwować!
-Uspokój się.
-Skąd mam mieć pewność, że na pewno masz moją córkę zdrową i żywą?
-Dalej skarbie, odezwij się, mama prosi. - Justin skierował te słowa do mnie.
-Mamo? - szepnęłam pytająco- Kocham cię, nie denerwuj się.
-Kochanie! Nie dam rady. Czego on chce?! Oddam za ciebie wszystko! - krzyczała szybko do telefonu, jakby bała się, że Justin się rozłączy.
-No skoro wszystko, to wybierz coś z dwóch opcji. Albo zabijam twoją córkę w dość przyjemny dla mnie sposób albo dasz mi dwadzieścia...dwadzieścia tysięcy. - Justin zawahał się. Spojrzał na mnie, po czym łza popłynęła z jego oka. Siedziałam na ziemii. Byłam zapłakana i wycieńczona. Mama też, słyszałam to po jej głosie. W momencie, gdy Justin wspomniał o zabiciu, zaczęła płakać jeszcze bardziej, a żal jeszcze mocniej ścisnął moje serce.
Justin rozłączył się.
-Czemu to zrobiłeś?! - zawołałam zapłakana. On podszedł do mnie jakby nigdy nic, pomógł wstać podając mi rękę i musnął delikatnie moje usta. Było to dziwne, ale zarazem podniecające.Tęskniłam za tym uczuciem. I w tamtym momencie znów to poczułam. Kochałam go. Mimo tego co mi zrobił. Kochałam.
-Co zamierzasz ze mną teraz zrobić? Zabijesz mnie? - spytałam. On usiadł na ziemi, głowę schował w dłoniach. Chyba płakał.
Podeszłam wolnym krokiem, choć trzęsłam się chihuahua. Uklęknęłam przy nim, przytuliłam się do niego. Rozum podpowiedział mi, żebym uciekła, póki drzwi były odkluczone, ale serce mi nie pozwoliło.
-Odciąłem sobie wszystkie możliwe drogi przede mną i obaliłem wszystkie mosty za sobą. Nie mam wyjścia, muszę umrzeć i smażyć się w piekle przez wieczność. A to wszystko dla Olivii, która mnie wykorzystywała. To nie była miłość, wiesz? To była kasa. Po tym jak mnie okradli zostałem bez grosza, a ona chciała więcej i więcej. Powiedziała, że nie będzie ze mną, jeśli nie dam jej przynajmniej dziesięciu tysięcy. Jak miałem jej dać, skoro nie miałem ich nawet dla siebie? Tylko, że ja ją kochałem. Kochałem ją bardziej od samego siebie. Wiesz, że to ona mi kazała cię porwać? Ja głupi...Zniszczyłem sobie życie! I tobie też. Nie wybaczysz mi...ale teraz zrozumiałem, że ja cię kocham. Kocham ten twój piękny uśmiech, twoje oczy i cudowne usta. Zakochałem się nawet w twoich łzach. Nie wezmę tych pieniędzy od twojej mamy. Nie mogę. Przeze mnie cierpiałaś. Powinienem teraz przyłożyć sobie lufę do skroni. Byłaś jedyną osobą, z którą mógłbym być szczęśliwy. Przepraszam...Julia, ja cię kocham. - wyznał, wciąż widziałam łzy w jego oczach, dostrzegłam w nich cierpienie i złość, złość na samego siebie. Nic nie powiedziałam. Rękoma objęłam jego szyję. Nogami oplotłam jego podbrzusze. Już po chwili całowaliśmy się namiętnie i bez opamiętania. Zauważyłam, że się podniecił. Całowałam się z porywaczem.
Tego bym się nie spodziewała...
Nagle
ciąg dalszy nastąpi!
wtorek, 10 września 2013
Rozdział 23
Czy Justin mógłby mi to zrobić? Mógłby tak bardzo mnie zranić, poniżyć i skrzywdzić? Czy on ma jakieś uczucia?! Grr! Byłam roztrzęsiona. Wciąż czułam jak burczy mi w brzuchu. Od dawna nic nie jadłam. Tęskniłam. Najbardziej za mamą i Roxy, ale także za Vicktorią, za Thomasem, całą klasą, nawet za Olivią, z którą nie miałam dobrych kontaktów. Bałam się. Bałam się Justina. Chłopaka, za którym w głębi duszy szalałam. Jego oczy, które błyszczały, dla mnie, o wiele ładniej od najjaśniejszych gwiazd na niebie, jego usta, które wciąż miałam ochotę całować, tak soczyste, słodkie, delikatne i namiętne i jego klata, którą uwielbiałam dotykać.Kochałam w nim dosłownie wszystko. Trzęsłam się z zimna, z wycieńczenia, bólu, którego nie jestem w stanie tutaj opisać. Nie płakałam, bo zabrakło mi łez. Nie krzyczałam, bo prawie straciłam głos. Nie wołałam go, bo po prostu się bałam. Wciąż śniło mi się, jak przykłada mi do gardła nóż. Jak mnie zabija, jak bije, poniża, jak pluje mi w twarz. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że spotka mnie taki los.
Siedziałam, więc w bezruchu. Z czasem zaczęło mi odbijać. Śpiewałam radośnie, bo nic innego mi nie pozostało. Wtem usłyszałam kroki. Od razu je poznałam. Były pewne, namiętne i groźne.
-Justin, chodź, zatańczymy- śmiałam się przez łzy. On podszedł do mnie, był zdziwiony, lecz zaciekawiony.
-Poje....Oszalałaś? - spytał rozżalonym głosem z lekkim współczuciem.
-No dalej, kotku. Kici, kici! - nie przestawałam się śmiać.
-Słuchaj, tu jest twój telefon. Teraz dzwonię do twojej matki i czekam na 25 tysięcy. - stwierdził z chamskim uśmieszkiem.
-Dobra! - zaczęłam ściągać bluzkę. Nie mam pojęcia, dlaczego.
-Szanuj się, dziewczyno! - warknął.
-Ha! I kto to mówi? Co innego mi zostało? Weź nóż, zabij mnie. Poderżnij mi gardło. Czekam.
-Ty kretynko! Zamilcz! Dzwonię. I za chwilę usłyszysz głos swojej matki.
Siedziałam, więc w bezruchu. Z czasem zaczęło mi odbijać. Śpiewałam radośnie, bo nic innego mi nie pozostało. Wtem usłyszałam kroki. Od razu je poznałam. Były pewne, namiętne i groźne.
-Justin, chodź, zatańczymy- śmiałam się przez łzy. On podszedł do mnie, był zdziwiony, lecz zaciekawiony.
-Poje....Oszalałaś? - spytał rozżalonym głosem z lekkim współczuciem.
-No dalej, kotku. Kici, kici! - nie przestawałam się śmiać.
-Słuchaj, tu jest twój telefon. Teraz dzwonię do twojej matki i czekam na 25 tysięcy. - stwierdził z chamskim uśmieszkiem.
-Dobra! - zaczęłam ściągać bluzkę. Nie mam pojęcia, dlaczego.
-Szanuj się, dziewczyno! - warknął.
-Ha! I kto to mówi? Co innego mi zostało? Weź nóż, zabij mnie. Poderżnij mi gardło. Czekam.
-Ty kretynko! Zamilcz! Dzwonię. I za chwilę usłyszysz głos swojej matki.
poniedziałek, 9 września 2013
Rozdział 22
(Pisze na tablecie sorki za błędy i brak niektórych ogonkow,)
Na mojej skórze w szybkim tempie pojawiła sie gęsia skórka. Serce biło w rytmie jego słów "będziesz moją zakładniczka". Czy mogło być gorzej? Zostałam porwana przez miłość swojego życia. Mimo bólu psychicznego, który mi sprawił, nie czułam do niego żalu ani złości. Spojrzałam na swoje dłonie, były sine od zimna, choć ledwo to dostrzegłam, gdyż dookoła było ciemno. Znów wpadłam w panikę.
-Justin!- krzyczałam zapłakana - nienawidzę cię! - darłam się jak opętana. Chwilę potem usłyszałam ciężkie, przyspieszone kroki. Dźwięk odkluczania drzwi sprawiał mi niesamowitą ulgę. Moim oczom ukazał się Justin we własnej osobie, w ręce trzymał duży, ostry nóż. Powoli zbliżył się do mnie. Zamarłam.
-Po co ci nóż?! - pisnelam po czym cofnęłam się o krok. Miałam wielką ochotę uciec.
-Zabije cię - zaśmiał się siejąc panikę w mojej wyobraźni.
-Oszalałes?!
-Rozbieraj się- powiedział stanowczo, jego głos był apodyktyczny.
-A co jeśli tego nie zrobię? - spróbowałam mu się przeciwstawić.
-To cię zabije- Juss oblizal tempą stronę noża, w taki sposób, że wywołał strach w mojej głowie, a jednocześnie podniecenie. Dziwne uczucie
-Mam się rozebrać i może jeszcze zatańczyć dla ciebie, co? O nie, kochany. Naprawdę chcesz zrobić "to" w takich okolicznościach? Nie uważasz, że to miejsce odbierze magię miłości? Kochanie się to nie motyw przewodni miłości. Założe się, że już nieraz to robiłeś nie czekając na tę jedyną. To smutne, że w 21 wieku miłość jest tak nie szanowana. Choć to najgoretsze uczucie, które łączy dwoje ludzi.
Justin podszedł do mnie równym krokiem i uderzył mnie wewnętrzna stroną dłoni prosto w twarz, dając mi tak zwanego liścia. Zaczęłam się kiwać, raz w prowo, raz w lewo. Zakręciło mi się w głowie, po czym upadłam na ziemię robiąc przy tym niezły hałas. Tylko tyle pamiętałam. Nie miałam pojęcia co Justin mi zrobił, gdy się przebudziłam nie było go. Usiadłam na twardej, zimnej podłodze. Po chwili dopiero sie ocknelam. Wtedy zauważyłam, że nie miałam na sobie ubrań. Byłam w samej bieliźnie. Zaczęłam płakać. Moje ciało było zmęczone, sine i niezwykle zimne. Nie wierzyłam w to, że Justin mógł mnie porwać. Wciąż byłam przekonana, że to tylko koszmar, z którego sie obudze będąc w moim cieplutkim, wodnym łóżku.
-Jak miałeś mi to zrobić?!- krzyczałam ile sił w płucach. W moim głosie łatwo było zauważyć przerażenie, gniew i bezsilność. Takie rzeczy do tamtej pory widzialam tylko i wyłącznie na filmach. Bałam się o mamę. Przecież lekarz stanowczo stwierdził, że nie może się denerwować. A cóż z Roxy? Załamałam się.
O nie! W tym momencie przeszło mi przez myśl coś strasznego. Może Justin próbował mnie zgwałcić? Trzęsłam sie. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz.
----------------------------------------------------
Już wczoraj wróciłam! I miałam urodziny ;)
Dziękuję za życzonka! Kocham was!!
Na mojej skórze w szybkim tempie pojawiła sie gęsia skórka. Serce biło w rytmie jego słów "będziesz moją zakładniczka". Czy mogło być gorzej? Zostałam porwana przez miłość swojego życia. Mimo bólu psychicznego, który mi sprawił, nie czułam do niego żalu ani złości. Spojrzałam na swoje dłonie, były sine od zimna, choć ledwo to dostrzegłam, gdyż dookoła było ciemno. Znów wpadłam w panikę.
-Justin!- krzyczałam zapłakana - nienawidzę cię! - darłam się jak opętana. Chwilę potem usłyszałam ciężkie, przyspieszone kroki. Dźwięk odkluczania drzwi sprawiał mi niesamowitą ulgę. Moim oczom ukazał się Justin we własnej osobie, w ręce trzymał duży, ostry nóż. Powoli zbliżył się do mnie. Zamarłam.
-Po co ci nóż?! - pisnelam po czym cofnęłam się o krok. Miałam wielką ochotę uciec.
-Zabije cię - zaśmiał się siejąc panikę w mojej wyobraźni.
-Oszalałes?!
-Rozbieraj się- powiedział stanowczo, jego głos był apodyktyczny.
-A co jeśli tego nie zrobię? - spróbowałam mu się przeciwstawić.
-To cię zabije- Juss oblizal tempą stronę noża, w taki sposób, że wywołał strach w mojej głowie, a jednocześnie podniecenie. Dziwne uczucie
-Mam się rozebrać i może jeszcze zatańczyć dla ciebie, co? O nie, kochany. Naprawdę chcesz zrobić "to" w takich okolicznościach? Nie uważasz, że to miejsce odbierze magię miłości? Kochanie się to nie motyw przewodni miłości. Założe się, że już nieraz to robiłeś nie czekając na tę jedyną. To smutne, że w 21 wieku miłość jest tak nie szanowana. Choć to najgoretsze uczucie, które łączy dwoje ludzi.
Justin podszedł do mnie równym krokiem i uderzył mnie wewnętrzna stroną dłoni prosto w twarz, dając mi tak zwanego liścia. Zaczęłam się kiwać, raz w prowo, raz w lewo. Zakręciło mi się w głowie, po czym upadłam na ziemię robiąc przy tym niezły hałas. Tylko tyle pamiętałam. Nie miałam pojęcia co Justin mi zrobił, gdy się przebudziłam nie było go. Usiadłam na twardej, zimnej podłodze. Po chwili dopiero sie ocknelam. Wtedy zauważyłam, że nie miałam na sobie ubrań. Byłam w samej bieliźnie. Zaczęłam płakać. Moje ciało było zmęczone, sine i niezwykle zimne. Nie wierzyłam w to, że Justin mógł mnie porwać. Wciąż byłam przekonana, że to tylko koszmar, z którego sie obudze będąc w moim cieplutkim, wodnym łóżku.
-Jak miałeś mi to zrobić?!- krzyczałam ile sił w płucach. W moim głosie łatwo było zauważyć przerażenie, gniew i bezsilność. Takie rzeczy do tamtej pory widzialam tylko i wyłącznie na filmach. Bałam się o mamę. Przecież lekarz stanowczo stwierdził, że nie może się denerwować. A cóż z Roxy? Załamałam się.
O nie! W tym momencie przeszło mi przez myśl coś strasznego. Może Justin próbował mnie zgwałcić? Trzęsłam sie. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz.
----------------------------------------------------
Już wczoraj wróciłam! I miałam urodziny ;)
Dziękuję za życzonka! Kocham was!!
niedziela, 25 sierpnia 2013
Rozdział 21
Justin chwycił mnie za nadgarstki, tak jakby bał się, że go odepchnę. Spojrzał mi prosto w oczy, po czym zaczął całować mnie w szyję. Robił to doskonale, lecz ciut za mocno, był kompletnie nieczuły. W tym czasie nie myślałam o przyjemnościach, tylko o tym, że jak najszybciej muszę stąd uciec. Wtedy, gdy Justin posunął się za daleko, bo włożył swoje ręce pod moją bluzkę i powoli przenosił je wyżej, wpadłam na pomysł.
-Dość Juss...-szepnęłam, on nic sobie z tego nie robił. - Dostaniesz pieniądze. - mruknęłam mu seksownie do ucha.
-A dostanę ciebie? - zaśmiał się słodko.
-Justin, dlaczego mi to robisz?! Uwierz, z chęcią bym się z tobą przespała bez tego całego cyrku! - zawołałam z lamentem.
-Nie jesteś gotowa? - spytał.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Wypuść mnie! Mam telefon w kieszeni, zaraz zadzwonię po policję. - rzekłam, po chwili zaczęłam tego żałować. Justin rzucił się na mnie. Chciał zabrać wspomniany telefon.
-Justin, nie masz prawa zabierać mi telefonu!
-Dobrze, żyjmy według prawa, nie zabiorę ci tego telefonu. - westchnął, po czym przestał się szarpać. Uspokoiłam się, ale tylko na moment, bo za chwilę Justin znów na mnie się rzucił, odpiął mi rozporek, chciał ściągnąć spodnie. Zaczęłam go szarpać, bić, drapać, robić wszystko, aby zostawił mnie w spokoju, on miał to kompletnie gdzieś. Ściągnął mi spodnie. Bałam się najgorszego. Był silny, nie miałam szans się przed nim obronić. Na całe szczęście albo i nieszczęście.. on chciał po prostu telefonu, który znajdował się w kieszeni.
-Justin! - warknęłam. On zaśmiał się, zabrał spodnie i wyszedł z piwnicy. Znów zaczęłam się trząść. Było mi cholernie zimno, w dodatku byłam w samych majtkach. Nie miałam pojęcia, która była godzina, nie wiedziałam czy był dzień, czy może noc.
---------------------------------------------------------------
To mój ostatni rozdział przed wyjazdem :)
Pod poprzednim było tylko 9 komentarzy, liczę na więcej...
Nawet nie wiecie ile ja dla was robię, właśnie powinnam się pakować, bo niedługo wyjeżdżam, a ja piszę post! :D
Kochani! Jeśli do 8 września (moje urodziny*_*) będzie 50 tysięcy wyświetleń, to będę happy. Chyba założę potem kolejnego bloga!
Macie na to 2 tygodnie, no i proszę o komentarze<3
Jeśli możecie to proszę też o trzymanie kciuków i modlitwę, abym szczęśliwie doleciała i wróciła, bo boję się samolotu:(
Kocham was<3 Będę pisała rozdziały, które dodam 8 września:)
Papa, do zobaczenia niedługo.
Rozdział 20
To było dziwne połączenie miłości z nienawiścią, dobra i zła, bezpieczeństwa i strachu. Mimo, że bałam się porywacza, czułam się w jego objęciach wyjątkowo dobrze. Dziwiłam się samej sobie. Spojrzałam na jego włosy, przecież zdjęłam mu czapkę.
Odsunęłam się o krok krzycząc wniebogłosy "Justin!". Płakałam, płakałam cholernie. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak bardzo chciałam wykrzyczeć mu prosto w twarz co o nim myślę, chciałam mu powiedzieć, że go nienawidzę, że jest okropny i chce zniszczyć mi życie. Nic takiego jednak nie zrobiłam. Justin zdjął tę dziecinną bandamkę i okulary. Płakałam, a on patrzył na mnie, jakby nic do niego nie docierało. W jego piwnych oczach dostrzegłam znajomy błysk, chyba wtedy wpadł na pomysł albo coś sobie przypomniał.
-Jesteś moją zakładniczką- powiedział twardo jakby przed siebie, swoje słowa kierował w dal.
-Chcesz forsy?! - wydarłam się.
-Cicho bądź wstrętna kretynko! - warknął wrednie.
-Justin...- nie dowierzałam w to co słyszałam. -Jak możesz mi to robić?!- nadal byłam roztrzęsiona, nadal płakałam.
-Jak chcesz możemy się pobawić...- mruknął Justin podchodząc powoli do mnie.
-W to, że mnie wypuścisz?!- pojawiła się nadzieja.
-Nie, w znacznie przyjemniejszą zabawę. - był coraz bliżej, powoli czułam jego ciepły oddech, w piwnicy było bardzo zimno, czułam, że się trzęsę.
-Mogę cię rozgrzać- mruknął mi Justin do ucha. Już po chwili czułam jak przejeżdża mi palcem po szyi.
---------------------------------------------------
hej! możliwe, że to mój ostatni post :/
będę pisała posty, a dodam je 8 września, w moje urodzinkii!
♥
bo wtedy wrócę, a nie bede miala internetu :/ chyba, że wejdę na chwilkę tak w połowie moich wakacji na internet,aby dodać, ale za to się płaci:/
kocham was bardzo mocno! trzymajcie proszę za mnie kciuki, bo lecę samolotem i się boję :(
dziękuję wam za wszystko!<3
sobota, 24 sierpnia 2013
Rozdział 19
Właśnie w tym momencie dostałam czymś ciężkim i twardym w głowę. Przewróciłam się tracąc przytomność. Nie mam pojęcia co działo się dalej. Obudziłam się leżąc w jakimś dziwnym, szarym pomieszczeniu, to była chyba piwnica. Jej wygląd lekko mnie przerażał. Dookoła było ciemno, więc niewiele widziałam, ale zauważyłam mnóstwo wielkich, obrzydliwych pajęczyn. Zaczęłam krzyczeć ile sił, w dodatku cholernie bolała mnie głowa.
-P o m o c y! - krzyczałam pukając, a raczej trzaskając w drzwi wszystkim co się da. Obok mnie było jakieś krzesło, więc nim także rzuciłam co spowodowało doszczętne połamanie. Bardzo chciałam, aby ktoś mnie w końcu usłyszał. Nie wytrzymałam, moje nerwy puściły. Nikt do mnie nie schodził, słyszałam tylko szeleszczący odgłos ciszy. Z oczu zaczęły wypływać łzy i wkrótce to się stało...rozbeczałam się jak dzieciak, który chce jeść. Tak bardzo chciałam krzyknąć "mamo! ratuj!", ale bałam się, że jeszcze ktoś to usłyszy. Ktoś mnie porwał. I właśnie w tym momencie doszłam do tego wniosku. Wcześniej byłam zbyt roztrzęsiona, zbyt wystraszona i zdziwiona całą sytuacją. Dopiero, gdy troszkę ochłonęłam, postanowiłam, że zachowam zdrowy rozsądek i przemyślę to wszystko. Długo rozmyślałam nad tym kto to może być. Najbardziej podejrzewałam Roberta, który na złość opowiadał mi o Justinie, tylko po to, aby zamazać swoją winę. Mydlił mi oczy i myślał, że zmienię swoje zdanie o Jussie. Stałam blisko drzwi, bo bałam się iść w głąb tej ciemnej pustki.
Znów zaczęłam pukać, starałam się robić to jak najmocniej. To całe porwanie to pewnie jakaś pomyłka! Nagle ktoś zaczął zbliżać się. Usłyszałam skrzypienie schodów. Cofnęłam się lekko do tyłu. Dźwięk odkluczania drzwi był dla mnie jak wybawienie. Do "piwnicy" wszedł wysoki, przypuszczałam, że mężczyzna. Na głowie miał czarną czapkę z daszkiem, okulary przeciwsłoneczne zakrywały jego oczy, a usta zasłonięte były czarną bandamką. Ubrany miał czarny kombinezon. Zakluczył drzwi i podszedł do mnie. Zaczęłam go błagać.
-Proszę cię! Proszę! Wypuść mnie. - płakałam.
On podszedł i chamsko dał mi z liścia. Chciałam wstać i rzucić się na niego z pięściami, ale nie byłam aż tak odważna. Po prostu usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać jeszcze mocniej niż wcześniej. On stał nade mną, nie odzywał się.
-W jakim celu mnie tu zamykasz?
Nie otrzymałam odpowiedzi.
Nie wytrzymałam, wstałam i rzuciłam się na porywacza zdejmując mu czapkę, on chwycił mnie w pasie. Rękoma obejmowałam jego szyję. Przytulił mnie. To było naprawdę dziwne.
-------------------------------------------------------------------
KOCHANI! ZŁE INFO!
Sprawdziłam teraz dokładnie to o tym blogger na androida i iphone i
... trzeba mieć do tego internet! :( Więc, przepraszam was, bardzo!
Będę natomiast pisała duużo rozdziałów, które opublikuję od razu, gdy przyjadę
do domu 8 września, jeśli nie opublikuję 8 września nic, to chyba znaczy, że coś mi się stało :o
PRZEPRASZAM:(
mój facebook -
https://www.facebook.com/liliofficial.0
akceptuję zaproszenia, zapraszam również do lajkowania i komentowania zdjęć.
mój ask -
http://ask.fm/r0ks0n
piątek, 23 sierpnia 2013
Rozdział 18
Nie odpowiedziałam na to pytanie. Łzy napłynęły mi do oczu, poczułam, jakby zaraz miał zawalić się mój świat. Dopiero w chwili, gdy widziałam mamę leżącą na szpitalnym łóżku, podłączoną do przeróżnych kabelków, poczułam jak bardzo ją kocham. Robiła dla mnie tak wiele! Od chwili poczęcia była przy mnie, aż do teraz. Uczyła mnie mówić i chodzić, chroniła mnie przed złem, sprawiała, że czułam się bezpiecznie. Już od chwili, gdy się urodziłam musiała być dla mnie również ojcem, choć to nie zastąpiło ojcowskiej miłości, której nigdy w życiu nie poczułam. Starała się, abym zawsze była najedzona, napita, wyspana i szczęśliwa. Chciała dla mnie jak najlepiej. Pracowała ciężko, aby mi coś kupić, aby mieć za co żyć. I choć często wpadała w szał i była na mnie wściekła, gdy coś złego zrobiłam, była moją mamą. A ja nie zawsze ją doceniałam. W takich chwilach zawsze się tego żałuje. Lekarz wszedł na salę. Miałam wielką nadzieję, że powie, iż wszystko jest okej.
Tak też było. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż często miałam tak, że nadzieja okazywała się tylko nadzieją, nic poza tym. Nie tym razem.
-Wyniki są dobre, może pani już jutro wrócić do domu. - oznajmił spokojnie lekarz trzymając w ręce jakieś papiery.
-Uffff- odetchnęłam z ulgą.
-Mamusiu! - Roxy rzuciła się jej na szyję.
-Nie przemęczaj tak mamy, nie wolno jej się także stresować, bo stan może się pogorszyć.
-Dobrze...- Roxana wystraszyła się wysokiego pana w średnim wieku z wąsem i łysą głową.
-Będzie dobrze- próbowała pocieszyć ją mama.
-Wszyscy mamy taką nadzieję- dodałam.
-Trzeba być dobrej myśli. - lekarz wyglądał na wiecznie niezadowolonego.
-Ktoś musi przywieźć mi tu jakieś ubrania, kosmetyki i tak dalej.- rzekła mama spoglądając jednym okiem na mnie.
-Tak, mamuś, pojadę autobusem. Spakuję wszystko co potrzebne, niedługo wrócę.
-Dziękuję, kochanie. - mama uśmiechnęła się, chyba pierwszy raz od czasu, gdy przyjechałam.
Wyszłam ze szpitala i pobiegłam na przystanek autobusowy. Autobus jadący w stronę mojego domu trochę się spóźniał, ale w końcu doczekałam się jego przyjazdu. Wsiadłam do niego z niechęcią. Nie lubiłam telekomunikacji miejskiej, gdyż nie lubiłam tłoku. Dla mojej rodzinki kompletnie nie pasowały autobusy, gdyż pochodziłam z dość, nie chwaląc się, bogatej rodziny.
Wkrótce dojechałam na miejsce. I właśnie wtedy się to wydarzyło. Coś, co zmieniło moje życie już na zawsze, coś czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała.
------------------------------
SIEMA!
Dobre info.
Mam już aplikację blogger, więc nie będzie żadnej przerwy w pisaniu! Będę starała się często pisać na tablecie:)
Najwięcej rozdziałów będzie, gdy będę leciała samolotem czyli
25.08 od OKOŁO godziny 16 do 21 czasu polskiego
Rozdziały
BOHATEROWIE
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
INFORMACJA (2) + ZADAJEMY PYTANIA!
Hej! :)
Dziękuję wam za miłe komentarze pod postem Informacja.
Myliłam się, nie macie mnie w dupie, bo pod rozdziałem 17 pojawiło się aż powyżej 60 komentarzy, jesteście wszyscy z osobna niesamowici!
Cóż mam zrobić? Wyjeżdżam tego 25.08 na dwa tygodnie zagranicę, nie mam androida tylko iphone, a żeby używać bloggera chyba trzeba mieć tam internet, nie? Jeśli mi się uda to będę dodawała posty, a jeśli nie, to...To blog będzie smutny i samotny przez 2 tygodnie:( Mam nadzieję, że nie zapomnicie wtedy o mnie.
Co do postów, nie zrobię wam kary, będę dodawała :) Postaram się dodać kilka dziś i jutro. Dodam post dziś jeden na pewno około 20 godziny, może jeden wsześniej i kolejny później. Postaram się dodać też jutro minimum 1 czy tam 2.
Nie pytajcie wciąż o posty, tylko zaglądajcie na bloga co jakiś czas:)
Dziękuję wam naprawdę BARDZO!
Jest 20.000 wyświetleń! thank u :)
Pod tym postem zadawajcie pytania na mój temat, nie tylko o blogu, na niektóre z nich odpowiem w nowym poście! :D
Dziękuję wam za miłe komentarze pod postem Informacja.
Myliłam się, nie macie mnie w dupie, bo pod rozdziałem 17 pojawiło się aż powyżej 60 komentarzy, jesteście wszyscy z osobna niesamowici!
Cóż mam zrobić? Wyjeżdżam tego 25.08 na dwa tygodnie zagranicę, nie mam androida tylko iphone, a żeby używać bloggera chyba trzeba mieć tam internet, nie? Jeśli mi się uda to będę dodawała posty, a jeśli nie, to...To blog będzie smutny i samotny przez 2 tygodnie:( Mam nadzieję, że nie zapomnicie wtedy o mnie.
Co do postów, nie zrobię wam kary, będę dodawała :) Postaram się dodać kilka dziś i jutro. Dodam post dziś jeden na pewno około 20 godziny, może jeden wsześniej i kolejny później. Postaram się dodać też jutro minimum 1 czy tam 2.
Nie pytajcie wciąż o posty, tylko zaglądajcie na bloga co jakiś czas:)
Dziękuję wam naprawdę BARDZO!
Jest 20.000 wyświetleń! thank u :)
Pod tym postem zadawajcie pytania na mój temat, nie tylko o blogu, na niektóre z nich odpowiem w nowym poście! :D
INFORMACJA
DRODZY CZYTELNICY!
Nie wiem co się z wami stało.
Kiedyś pod moimi postami było po 40 komentarzy, często więcej!
Teraz? 8-.-
Poza tym, kiedyś wyświetlenia bardzo szybko się zwiększały, a teraz? Rzadziej..
W związku z tym - kara (XD)
Będę dodawać rzadziej i będą 2 tygodnie przerwy od 25.08 do 08.09. Chciałam pisać w tamtym czasie przez tel, ale...Nie :)
Nie jestem wredna, po prostu.. Ja dla was tyle robię, siedzę przed komputerem godziny, aby stworzyć rozdział, TO NIE JEST TAKIE PROSTE JAK WAM SIĘ WYDAJE!
A wy?
Nie możecie zostawić po sobie komentarza?
Szkoda.
Nie zależy mi na tym, aby ten blog był sławny, oczywiście, chciałabym, ale nie jest mi to potrzebne. Zależy mi na tym, abym miała DLA KOGO pisać!
Zrozumcie mnie.
Proszę o udostępnianie bloga na stronach,blogach, u znajomych, cokolwiek. Proszę.
I dziękuję za wszystko.
Rozdział 17
Samochód był stary i brzydki, zdziwiło mnie, że jeszcze jeździ.
-Dziękuję! - rzuciłam się Robertowi na szyję, na jego bluzce zostały mokre ślady łez.
-Spoko, masz szczęście, że nie piłem. Co się stało? Gdzie jedziemy?
-Do szpitala,Yellow street! Przypuszczam, że chodzi o moją ośmioletnią siostrę, dziś miała gorączkę. Boję się, nawet nie wiesz jak bardzo.
-Spokojnie, jestem z tobą. Widziałem cię dziś z tym...Justinem. - powiedział tajemniczo, jakby z obawą.
-Tak, prosił mnie o udawanie swojej dziewczyny przed Olivią. - westchnęłam.
-Nie pakuj się w nic, co jest związane z nim. - Robert spojrzał prosto w moje oczy, był całkowicie poważny i pewny swojego.
-Co masz na myśli?
-Słyszałem, że Justin jest niebezpieczny.
-Co masz na myśli? - powtórzyłam, zdenerwowałam się, mój wzrok skierował się na usta Roberta, tak jakby dokładnie chciał wiedzieć co mówi.
-Kiedyś do naszej szkoły chodziła taka Weronika. Urocza blondyneczka o ciemnych oczach. Jej ojciec był prawnikiem, więc mogła cieszyć się ogromną forsą. Większość szkoły o tym wiedziała, ale Justin nie. Kiedy się dowiedział, spojrzał na nią złowieszczym wzrokiem. Od tamtej pory nikt Weroniki nie widział, jej rodziców także. To tylko podejrzenia, ale...
-Co to za bzdury! Robert, przestań. Juss taki nie jest, z resztą, jakieś porwania, uprowadzenia, to raczej tylko w filmach. To rzeczywistość, halo. - nie wierzyłam mu, choć muszę przyznać, ,ze wystraszyłam się.
-Jak chcesz, ja tylko ostrzegam.
Wkrótce dojechaliśmy na miejsce. Podziękowałam Robertowi i wybiegłam z samochodu. Kilkanaście metrów przede mną znajdował się stary, rozpadający się, szary i bury budynek, przez chwilę zwątpiłam czy to na pewno dobry adres. Biegłam jak szalona, a do szpitala wbiegłam niczym tornado.
-Gdzie pani tak pędzi?! - krzyczał za mną jakiś, chyba, lekarz. Nie odpowiedziałam, nie miałam czasu. Zatrzymałam się, by zadzwonić do mamy.
*przez telefon*
-Mamo?!
-Tak? - już nie płakała.
-Gdzie jesteście?
-Sala 4, możesz do nas wejść. - powiedziała, po czym rozłączyła się.
Na całe szczęście sala numer 4 była dość blisko. Powoli, ze spokojem otworzyłam szklane drzwi.
Wbrew moim przypuszczeniom ujrzałam mamę leżącą na szpitalnym łóżku. Na sobie miała koszulę nocną. Na poduszce leżały jej rozpuszczone, długie, lśniące włosy. Wyglądała na zmęczoną, zapłakaną, śpiącą i chorą, wszystko w jednym. Obok niej siedziała Roxy, była czerwona od płaczu. Podbiegłam do łóżka wtulając się w mamę. Zaczęłam płakać. Nikt nie odzywał się przez dobre pięć minut.
-Co się stało? - zapytałam z wahaniem, ze strachem, lękiem przed odpowiedzią.
-Mamusia zemdlała! Zadzwoniłam po karetkę! - Roxy skakała wokół mnie, była smutna i wściekła jednocześnie.
-Roxy! - przytuliłam ją mocno i pocałowałam w nosek. Może jednak nie jest takim głupim, małym gnomem? - Jak dobrze, że zadzwoniłaś po karetkę!
-Mogę cię o coś zapytać na ucho? - spytała szarpiąc mój rękaw, po czym stanęła na palcach, starała się być wyższa.
-Czy mama umrze? - spytała szeptem. W tym momencie poczułam ukłucie, ukłucie prosto w serce.
---------------------------------------
Informuję, że jeśli nadal będzie tak mało wyświetleń i komentarzy, nie będę dodawała rozdziałów!
Jeśli komuś bardzo zależy na rozdziałach to niech rozsyła link do bloga do znajomych lub wstawi na swojego bloga:)
kocham was, ale proszę o komentarze :/
---------------------------------------
Informuję, że jeśli nadal będzie tak mało wyświetleń i komentarzy, nie będę dodawała rozdziałów!
Jeśli komuś bardzo zależy na rozdziałach to niech rozsyła link do bloga do znajomych lub wstawi na swojego bloga:)
kocham was, ale proszę o komentarze :/
czwartek, 22 sierpnia 2013
Rozdział 16
Do oczu podeszły mi łzy.
-Co się stało?! - wystraszyła się Vicki.
-Muszę jechać szybko do szpitala na Yellow street! Chyba coś z moją siostrą, dziś nie wyglądała najlepiej. - płakałam tak, że aż brakowało mi tchu, aby to wszystko wytłumaczyć.
-Spokojnie, będzie dobrze. Wszyscy tutaj pili, nie wiem czy ktoś może prowadzić, ale poszukam kogoś, zostań z Justinem. - powiedziała, po czym szybko pobiegła w stronę grupki jakichś chłopców. Widziałam tylko jak kiwali głowami na lewo i prawo. Justin przytulił mnie, był zimny i nieczuły. Przez cały czas, gdy było obok mnie, miałam dziwne, przerażające uczucie, któe gnębiło mnie od chwili, gdy go zobaczyłam. Z jednej strony coś do niego czułam, z drugiej strony bardzo się go bałam. Jego zaciśnięte usta, chytre oczy, w których co jakiś czas pojawiał się błysk nadziei lub złości, był to zadziwiający błysk. W tamtej chwili nawet nie zwróciłam uwagi na jego oczy, nie patrzyłam na jego twarz, po prostu bałam się o siostrę. W głowie pisałam czarne scenariusze, jak zawsze, byłam pesymistką. Wiedziałam, że te scenariusze się nie sprawdzą, ale i tak bardzo się bałam.
-Justin...Czy ona umrze? - spytałam przez łzy z nadzieją, że Justin pocałuje mnie w głowę, przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze.
-Nie wiem. Może tak, a może nie.
-Justin...- zaczęłam płakać jeszcze mocniej, on nic sobie z tego nie robił.
-Sorry. - rzucił oschle.
Odwróciłam się od niego tyłem, pobiegłam w stronę Vicki.
-Znalazłaś kogoś?! - byłam roztrzęsiona.
-Tak! Robert jeszcze się nie napił, zawiezie cię do szpitala. - Victoria wyglądała na szczęśliwą i podnieconą tym, że kogoś znalazła. Była naprawdę dobrą przyjaciółką, choć krótko się znałyśmy.
-Dziękuję! - przytuliłam się do niej bardzo mocno.
-Co jeśli to coś poważnego, potrzebna operacja lub coś? Może zorganizuję wtedy zbiórkę pieniędzy.
-Spokojnie, akurat moja rodzina ma dużo pieniędzy, nie chwalę się...- rzekłam. Justin w tym momencie spojrzał się na mnie, tak jakby zapaliła się nad jego głową żaróweczka, jak w bajkach. To wyglądało, jakby wpadł na jakiś pomysł.
-Serio? - spytał zamyślony.
Nie odpowiedziałam mu. Zdziwiłam się, ale nie miałam czasu na przemyślenia, pobiegłam do samochodu Roberta.
---------------------------------------------------------------------------------
Przypominam - nie ma mnie od 25.08 do 08.09
UWAGA! Juss w tym oto opowiadaniu ma naprawdę zły charakter, ale proszę, zaczekajcie do końca :) Nie piszcie mi czegoś typu "stawiasz Justina w złym świetle" to tylko opowiadanie! Chcę, żeby było ciekawie, a gdyby każdy był milutki to by nie było.
NOWA NAZWA BLOGA TO: Abducted-Porwanie
(dla niekumatych ''abducted'' znaczy ''porwanie'':d)
To blog wciąz ten sam, tylko inna nazwa:)
Rozdział 15
Ktoś nam przerwał tę naprawdę miłą przygodę. Oczywiście, była to Olivia. Szarpnęła Justina za bluzkę tak mocno, że ten od razu stanął na równych nogach. Wyglądała na wkurzoną, choć ciężko było mi odnaleźć jakąkolwiek emocję pod toną makijażu.
-Ooo, cześć Olivia- Justin zmiękczył głos. Zrobił dumną minę. Podał mi rękę, chciał pomóc wstać, złapałam go i za jego pomocą stanęłam, ale nie puściłam jego gorącej, seksownej dłoni. Olivia podeszła bliżej niego i przejechała tipsem po jego szyi, musiała mieć je naprawdę ostre, bo zostawiła po sobie długi, krwawy ślad. On nie odezwał się, nie ukazał bólu, był naprawdę silny i bardzo męski.
-To moja dziewczyna, Julia- przedstawił mnie, ja ukłoniłam się jak mała dziewczynka, która chce się pokazać w jak najlepszym świetle.
-Aha, a to mój chłopak, Maxym- nie wyglądała na zadowoloną, choć starała się uśmiechać.
-Kretynko, my się znamy - rzekł Juss, po czym oberwał z łokcia prosto w klatkę piersiową od Olivii.
-Yyy, ja już lepiej pójdę- Max się wycofał. Justin złapał Olivię za nadgarstki i nie chciał puścić, choć ona się wyrywała, przybliżył twarz w niebezpiecznej odległości do niej i zaczął tłumaczyć, że go zraniła wystarczająco wewnętrznie, więc ma mu dać spokój na zewnątrz, bo jak nie to będzie musiał użyć siły, choć dziewczyn się nie bije. Olivia nic sobie z tego nie robiła, przybliżyła się jeszcze bliżej niego i zaczęła go namiętnie całować oplatając rękoma jego szyję. Chłopak odepchnął ją. Był wkurzony.
-Julia lepiej się całuje- stwierdził, po czym podszedł do mnie i dosłownie wsadził mi swój język do buzi.
Olivia nic nie zrobiła, po prostu powiedziała coś w stylu "Jeszcze tego pożałujecie" i odeszła. Nie przejęłam się nią i zabrałam się za całowanie Justina. Robił to niesamowicie, był już w tym po prostu wyćwiczony, ja natomiast nie za bardzo, ale to nam wcale nie przeszkadzało. Skończywszy wymianę śliny Justin rzekł, że musi się czegoś napić, bo stracił za dużo wody z organizmu. Zaśmiałam się i poszłam za nim. Poszliśmy tam gdzie się spodziewałam- do namiotu z alkoholami. Juss kupił puszkę piwa, chwycił mnie za rękę i udaliśmy się w stronę drewnianej ławki z metalowym oparciem, na której później usiedliśmy z Vicką i Thomasem. Justin sączył piwo. Najwidoczniej mu smakowało.
-Twoje towarzystwo jest dziwne. - rzekł Juss. - to znaczy, przeboleję Victorie, ale Thomasa nie mogę znieść- mówił to, mimo, że siedzieli obok nas.
-To ja sobie pójdę. - Thom najwyraźniej obraził się, czemu wcale się nie dziwiłam.
-Justin! - warknęłam. - on zarumienił się dziwnie, nie miałam pojęcia z jakiego powodu. - zostań Thomas, proszę.
-Nie, nie mam zamiaru siedzieć z tym chamem. - rzekł, po czym odszedł.
Nagle zdzwonił mój telefon.
*If I was your boyfriend, never let you go (...)*
-Halo?*If I was your boyfriend, never let you go (...)*
-Julia! - usłyszałam mamę, płakała
-Mamo, co się stało?! - wystraszyłam się, wstałam z ławki i odeszłam kawałek dalej od przyjaciół.
-Przyjedź do nas szybko, jesteśmy w szpitalu na Yellow street. - jej głos był roztrzęsiony, załamany i zapłakany, powiedziawszy to rozłączyła się.
Serce stanęło mi w gardle. Nie miałam jak dojechać na Yellow street. Zimny pot w szybkim tempie oblał moje czoło.
----------------------------------------------------
Jeśli macie jakieś zastrzeżenia co do mojego bloga i stylu prowadzenia go- piszcie. Przyjmę wszelką krytykę, lecz popartą argumentami.
Dziękuję za wszystkie komentarze, choć ich liczba się znacznie pomniejszyła i wyświetlenia, to mnie bardzo motywuję.
Nie będzie mnie od 25.08 do 08.09.
Jeśli macie jakieś zastrzeżenia co do mojego bloga i stylu prowadzenia go- piszcie. Przyjmę wszelką krytykę, lecz popartą argumentami.
Dziękuję za wszystkie komentarze, choć ich liczba się znacznie pomniejszyła i wyświetlenia, to mnie bardzo motywuję.
Nie będzie mnie od 25.08 do 08.09.
Rozdział 14
Wkrótce doszliśmy na miejsce. Ujrzałam mnóstwo ludzi, którzy kręcili się po całym placu,
na którym odbywał się festyn. Było tam kilka namiotów. Pod nimi znajdowały się przeróżne atrakcje, między innymi: stoisko z alkoholami (czyli ulubione przez większość), diler, automaty, gry, w których zwycięzca otrzymywał słodkie nagrody w postaci pluszaków, jedzenie.
Co do ostatniego- mniam! Pizze, hamburgery, frytki, lody, czekoladowe ciastka, wiśniowe, truskawkowe i jagodowe galaretki z bitą śmietaną, poncz, kolorowe napoje, cola, fanta, nestea, ach! Czego więcej potrzeba, aby festyn był udany? No tak! Grupki przyjaciół i chłopaka.
Ich także mi nie brakowało, choć chłopak tak naprawdę nie był mój. W mgnieniu oka obok
mnie pojawiła się piękna istotka. Ubrana była w fioletową miniówę, która wyglądała na ciut za obcisłą, czarny gorsecik i mnóstwo biżuterii, miała chyba z pięć złotych bransoletek i takiego samego koloru naszyjnik oraz pierścionek z dużym, czarnym niby diamentem.
-Witam piękna! - zawołała, przytuliła się do mnie i chyba zaczęła płakać.
-Zapomnijmy o tym. - starałam się ją pocieszyć, ale ona nadal płakała.- Coś się stało?
-Choć ze mną do łazienki, wszystko ci powiem na samotności. -rzekła, poszłam za nią. Łazienki nie wyglądały za ciekawie, były brudne i odrzucające.
-Mów szybko, ja tu dłużej nie wytrzymam. - powiedziałam zatykając nos, mój głos był naprawdę zabawny.
-Thomas ma mnie totalnie w d...czterech literach- Vicki była załamana. Przytuliłam ją z całej siły, ale nawet to nie pomogło.
-Czy on tutaj jest?
-Gdzieś tu się kręcił.- powiedziała przez łzy.
-Ja... ja w sumie chciałam teraz wracać do Justina, ale...
-Czy wy jesteście razem?- Vicki nagle przestała płakać, a nawet się uśmiechnęła, w jej głosie pojawiła się ciekawość i nadzieja, niby niezauważalna, a jednak łatwo ją dostrzegłam.
-Nie jesteśmy. - mówiąc to nie załamał mi się głos, nie rozczuliłam się, byłam poważna i wyglądałam na szczęśliwą, a przynajmniej starałam się tak wyglądać, by przyjaciółka znów nie zaczęła płakać. Vicki wbrew pozorom była bardzo wrażliwa, często wybuchała płaczem nawet w najmniej oczekiwanych przeze mnie momentach, ja umiałam być silna, choć do odważnych nie należałam. Nie siedziałyśmy za długo w łazience, bo to nie było odpowiednie miejsce do takich dyskusji. Wyszłyśmy i udałyśmy się w stronę Justina, który o dziwo na mnie przez cały czas czekał.
-Cześć- pocałował mnie w czoło i objął w talii.
-Wow! I to ma być tylko przyjaźń? - Vicki podskoczyła i klasnęła dłońmi.
-Tak, nie jesteśmy razem. - bronił stanowczo swojego Justin. Obok nas przeszła nowa parka, Olivia i Maxym. Trzymali się za ręce i co jakiś czas delikatnie całowali.
-Całuj mnie najlepiej jak potrafisz- szepnął mi do ucha Juss. Trochę mnie to zdziwiło, ale wiedziałam, że to wszystko jest na pokaz. Przybliżyliśmy się do siebie bardzo blisko, zrobiłam dziubek i chciałam go delikatnie pocałować, ale on rzucił się na mnie jak zwierzę. Upadłam na ziemię, on położył się na mnie i zaczął namiętnie całować i przytulać. Nie mogę powiedzieć, że mnie się to nie podobało. Jego słodki smak na zawsze został w moich ustach. Najbardziej podnieciło mnie to, że Justin delikatnie gryzł moją dolną wargę. Całowaliśmy się długo, wokół nas zgromadzili się jacyś ludzie, chyba czekali na coś więcej, ach... zboczuchy. Nagle ktoś nam przerwał.
--------------------------------------------------------------
Chcieliście dłuższe to macie.
Informuję, że 25.08 wyjeżdżam na 2 tyg i wracam dopiero 8.09 :/
Wytrzymacie? :)
Co by było, gdyby Wiki nie było? + smutne info :(
Wygląd bloga byłby prawdopodobnie taki:
No dobra, bez przesady! :D Ale ja, naprawdę, nigdy bym nie stworzyła tak pięknego tła. Nie ogarniam szablonów, itd, bo dopiero zaczęłam, więc z tym również byłby kłopot.
Wiem, że treść bloga jest najważniejsza, ale przecież należy zadbać również o wygląd. I pomogła mi w tym właśnie ona. Nexxxta. Autorka tego oto bloga: http://just-like-them-opowiadanie.blogspot.com/, którego szczerze polecam, jest naprawdę ciekawy.:)
ma jeszcze takie blogi, których już nie pisze, ale jest kilka rozdziałów, polecam przeczytać :)
http://show-me-how-to-live-my-life.blogspot.com/
oraz http://they-said-dont-trust-opowiadanie.blogspot.com/
To fanfictiony, podobnie jak mój blog :D
Wiki jest taka kochana ahkdsasdhjfksjdgfsak, że zrobiła dla mnie zwiastun! :D
ZWIASTUN MOJEGO BLOGA!
http://www.youtube.com/watch?v=ZmX3Y3vdHs8&feature=youtu.be
To także jej praca :)
Zobaczcie na jej kanał wiktoreczka123 tam są różne fajne filmy.
Np. Nowa szkoła króla, w wykonaniu Justina Biebera, Wyspa totalnej porażki (tam też gra Bieber)
Serio, opłaca się. Przed tym jak ją poznałam, już oglądałam jej filmy :o
-------------------------------------------------------------------
Kotki! Kocham was bardzo, więc zostaję. Dziękuję za tak dużą oglądalność w tak małym czasie.
Mam smutną informację. Wyjeżdżam 25.08.13 na 2 tygodnie i nie wiem co z blogiem! Macie jakieś propozycje, co zrobić? :(((
(ps. niedługo nowy rozdział)
UWAGA:D
Wiki mi pomoże, będzie dodawała moje posty, gdy mnie nie będzie :)
No dobra, bez przesady! :D Ale ja, naprawdę, nigdy bym nie stworzyła tak pięknego tła. Nie ogarniam szablonów, itd, bo dopiero zaczęłam, więc z tym również byłby kłopot.
Wiem, że treść bloga jest najważniejsza, ale przecież należy zadbać również o wygląd. I pomogła mi w tym właśnie ona. Nexxxta. Autorka tego oto bloga: http://just-like-them-opowiadanie.blogspot.com/, którego szczerze polecam, jest naprawdę ciekawy.:)
ma jeszcze takie blogi, których już nie pisze, ale jest kilka rozdziałów, polecam przeczytać :)
http://show-me-how-to-live-my-life.blogspot.com/
oraz http://they-said-dont-trust-opowiadanie.blogspot.com/
To fanfictiony, podobnie jak mój blog :D
Wiki jest taka kochana ahkdsasdhjfksjdgfsak, że zrobiła dla mnie zwiastun! :D
ZWIASTUN MOJEGO BLOGA!
http://www.youtube.com/watch?v=ZmX3Y3vdHs8&feature=youtu.be
To także jej praca :)
Zobaczcie na jej kanał wiktoreczka123 tam są różne fajne filmy.
Np. Nowa szkoła króla, w wykonaniu Justina Biebera, Wyspa totalnej porażki (tam też gra Bieber)
Serio, opłaca się. Przed tym jak ją poznałam, już oglądałam jej filmy :o
-------------------------------------------------------------------
Kotki! Kocham was bardzo, więc zostaję. Dziękuję za tak dużą oglądalność w tak małym czasie.
Mam smutną informację. Wyjeżdżam 25.08.13 na 2 tygodnie i nie wiem co z blogiem! Macie jakieś propozycje, co zrobić? :(((
(ps. niedługo nowy rozdział)
UWAGA:D
Wiki mi pomoże, będzie dodawała moje posty, gdy mnie nie będzie :)
środa, 21 sierpnia 2013
KONIEC BLOGA?
Nie wiem czy tego nie zakończyć.
Wcześniej było wszystko okej, ale teraz?
Przykro mi się robi, gdy widzę komentarz typu: "JESTEŚ ŻAŁOSNA -.- ŻALL!! CZEKAM NA ROZDZIAŁ JUŻ DŁUGO!!" Ludzie.
Ja mam swoje życie. KPW? I piszę wtedy, kiedy mam czas. Uszanujcie mnie i tak dużo dla was robię. Przez podobne komentarze nie chce mi się już pisać...
+ Kiedyś było więcej komentarzy, itd...
Pisać dalej czy nie? Bo już sama nie wiem.
Wcześniej było wszystko okej, ale teraz?
Przykro mi się robi, gdy widzę komentarz typu: "JESTEŚ ŻAŁOSNA -.- ŻALL!! CZEKAM NA ROZDZIAŁ JUŻ DŁUGO!!" Ludzie.
Ja mam swoje życie. KPW? I piszę wtedy, kiedy mam czas. Uszanujcie mnie i tak dużo dla was robię. Przez podobne komentarze nie chce mi się już pisać...
+ Kiedyś było więcej komentarzy, itd...
Pisać dalej czy nie? Bo już sama nie wiem.
Rozdział 13
-Justin...daleko jeszcze? - znudziłam się idąc przez dłuższy czas, jakby bez celu, donikąd.
-Jeszcze trochę, spokojnie, nie zaprowadzę cię przecież do lasu i nie zgwałcę. - Justin był całkowicie poważny. Spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, on, zobaczywszy to zaczął się śmiać. Ja po chwili także. Dookoła nas było pusto, cicho i wyjątkowo ciemno.
-Justin, jesteś pewien, że idziemy dobrą drogą? - spytałam z lekkim strachem w głosie.
-Wyluzuj mała. Wsłuchaj się, słyszysz muzykę? - Justin złapał mnie za rękę. Jego dłoń była wyjątkowo zimna. Zadrżałam. Po chwili usłyszałam dźwięki dochodzące z niedaleka. Tak, to był zdecydowanie ''festyn''.
-Słyszę.
-Jakoś odechciało mi się iść...- Justin zatrzymał się.
-Juss! Jesteśmy już blisko. - tupnęłam nogą i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Dopiero pod koniec imprezy będzie zabawa. Zostańmy tutaj.
-Oszalałeś? - zaczęłam się śmiać.
-Zatańczysz? - Juss uklęknął przede mną i chwycił moją zmarzniętą dłoń.
-Nie wygłupiaj się. - wciąż się śmiałam.
-Prooooszę- przeciągał słodko.
-Ale...
-Ładnie proooszę - zrobił oczy kota ze Shreka.
-Zgoda- po prostu nie umiałam mu odmówić.
Chwycił moje obie ręce i zaczął lekko poruszać, przy okazji oboje się śmialiśmy. Nasze kroki były proste. Raz prawa do przodu, potem lewa. Po chwili zaczęliśmy tańczyć wolno. Moje ręce znalazły się na jego rozgrzanych plecach, a jego trochę za nisko.
-Justin! - zawołałam roześmiana, w głębi duszy, podobało mi się to.
-No przepraszam, nie mogłem się oprzeć.
Było idealnie. Niebo, niby zachmurzone, a jednak można było z łatwością znaleźć wiele gwiazd. Błyszczały prawie jak jego oczy. Choć te drugie były piękniejsze. Chyba właśnie wtedy poczułam, że to nie jest zauroczenie, to miłość. Zakochałam się. Zakochałam się w nim. W jego promiennym, szczerym uśmiechu, w jego kryształowych, piwnych oczach, którymi często przewracał w taki sposób, że aż brakło mi tchu.
Chwycił mnie za rękę i poszliśmy w stronę imprezy.
Po mojej lewej stronie przerażał ciemny, opustoszały lecz zadziwiający las. Gdyby nie było Justina obok, pewnie dawno uciekła bym z wielkim piskiem.
----------------------------------------------------------------
Podoba wam się nowy wygląd bloga?
Wszystko dzięki: Nexxxta ♥
Rozdział 12
W co się ubrać? Grzebałam w szafie już naprawdę długo, nic nie mogłam znaleźć. Większość ciuchów była albo za mała, albo nie modna. Ugh. Zadzwonię najpierw do Vicki..
*przez telefon*
-Tak słuuuuuucham?- osoba po drugiej stronie połączenia zachichotała. Przewróciłam oczami.
-Vicki czy ty też idziesz na ten jakiś..festyn, dziś o 17? -
-No jasne! Tego nie można ominąć. Balanga roku.
-Jaka ''balanga roku''?Przecież to tylko festyn...- zdziwiłam się, otwierając szeroko usta.
-Tak, tak, festyn..
-No?!
-U nas tak się na to mówi. Będzie dużo alkoholu i niezła zabawa! - Vicki była podniecona i zafascynowana.
-A.. narkotyki? - spytałam, przy słowie "narkotyki" ściszyłam głos.
-Ogar, bejb! Będzie dobrze. Opowiadaj lepiej co z tobą i tym Maxymem? - jej głos zrobił się słodszy i ciekawski.
-Przeleciał mnie.
-Ojeeeej, gratuluję, a już myślałam, że jesteś totalną nudziarą. - Victoria mocno się ucieszyła.
-Żartowałam.
-Julia, ja..- zrobiło jej się głupio, ale byłam twarda.
-Narazie - rozłączyłam się.
Vicki zadzwoniła ponownie, nie odebrałam. Telefony od niej nie urywały się, wciąż słyszałam mój dzwonek, co powoli doprowadzało mnie do szału. Wyciszyłam telefon tak, że słyszałam wibracje.
Ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Kto? - zapytałam chamsko.
-Hipopotam! - zawołał piskliwy głosik.
-Nie wyszło ci, przykro mi.
Do mojego pokoju wszedł mały krasnal o imieniu Roxy.
-Muszę ci coś powiedzieć, brzydka siostro. - zaczęła mała paskuda.
-A w ryj chcesz? - nieźle się wkurzyłam, miałam wielką ochotę uderzyć siostrę.
-Odwal się ode mnie, bo powiem mamie!
-Jesteś beznadziejna. - westchnęłam krzyżując ręce na piersiach.
-Nic nie mówić? OK! - Roxy już chciała wyjść, ale chwyciłam ją za łokieć.
-Zostań tu gnido. Co chciałaś powiedzieć?!- byłam ostra, do niej zawsze taka byłam.
-Możemy przeprowadzić teraz interesującą dyskusję, o ile chcesz. - Roxy zatrzęsła się.
-Nie wymądrzaj się. - powiedziałam z lekkim wahaniem, widziałam, że siostra mocno się trzęsie. - Co ci jest?!- podbiegłam do niej naprawdę blisko.
-Zimno mi.
-Ty masz gorączkę- stwierdziłam po dotknięciu jej rozpalonego czoła.- Biegnij do mamy.
-Chciałam ci powiedzieć, że jakiś chłopak stoi pod domem- zawołała Roxy, która była już na schodach.
-Cholera! Już 17:05!- wściekłam się sama na siebie. Na całe szczęście byłam już gotowa. Zbiegłam ze schodów w kilka sekund, najszybciej jak umiałam.
-Mamo idę na festyn, PA! - krzyknęłam szybko. Na szczęście Justin jeszcze czekał.
-Dziewczyno, jak długo mam czekać? - nie był zadowolony.
-Przepraszam, ja zapomniałam.
Justin złapał mnie za rękę. Mmm. Jego dłoń była ciepła, a dotyk podniecający. W głębi bardzo się cieszyłam, że do tego doszło, ale nie dałam po sobie tego poznać.
-Będziesz zła jak cię zdradzę? - zapytał z uśmiechem.
-Justin!
-No co?! Przecież nie jesteśmy prawdziwą parą...
Łza spłynęła mi po policzku. Miałam wielką nadzieję, że jej nie zauważył...
wtorek, 20 sierpnia 2013
Rozdział 11
Z Justinem spędziłam resztę dnia. Było naprawdę świetnie. Dobrze się dogadywaliśmy, choć widziałam, że nic, a nic do mnie nie czuje. Szkoda. Dał mi swój numer, często dzwonił.
Nieźle nam wychodziło to udawanie. Po całym dniu z nim wreszcie wróciłam do swojego domu. Ach jak miło było zobaczyć mamę w kuchni gotującą przepyszny obiad. Gorzej było z widokiem Roxy. Roxy była moją siostrą. Miała 8 lat. Ach, jak ona wkurzała!
-Cześć, gdzie się włóczyłaś? - spytała mama mieszając jednocześnie zupę.
-Byłam u kolegi.
-W nocy?! - przestała mieszać.
-Mamo, do niczego nie doszło. Pomagałam mu, dziewczyna go rzuciła.
-Ach te dzieciaki...
-Mała poprawka, jesteśmy dorośli.
-Jesteś jak włóczykij z muminków! - krzyknęła Roxana.
-Mały gnomie, wypad!
-Sratatata, Jula to największe gówno świata! - zaśmiała się szczerbata dziewucha.
-O nie. Radzę ci wiać, bo jak cię dopadnę to wyplujesz te swoje brudne zęby! - ruszyłam w pogoń za siostrą.
-Zostaw ją, Julia! - warknęła mama.
-Ona zaczęła- powiedziałam, jak mała dziewczynka, której odebrano lizaka.
-Nie bądź dziecinna, panno "dorosła".
-Ale..
Mama zaśmiała się i z powrotem weszła do kuchni. Do moich nozdrzy dostały się smakowite zapachy. Aż zrobiłam się głodna.
-Mamo, kiedy obiad?
-Co?
-Kiedy obiad? - zapytałam głośniej
-Zaraz.
-Twoje zaraz trwa stanowczo za długo..- mruknęłam pod nosem.
-To nie ja włóczę się po nocach.
-A to jakoś słyszałaś?!
-Co?
-Nic- zaśmiałam się.
*if I was your boyfriend, I never let you go...*
Och, mój telefon dzwoni.
-Halo?
-Cześć moja dziewczyno. Wyskoczymy na miasto? Dziś jest jakiś festyn...czy coś.
-Hej, jasne. Czyli randka?
-Nie randka. Po prostu chcę, aby Olivia była zazdrosna.
-Mhm.
-Ubierz się ładnie.
-Jasne...O której?
-Przyjdę po ciebie o 17. Buźki.
-Pa...
Rozdział 10
♥ ♥ ♥
-Ona mnie zraniła. Pierwszy raz w tym pieprzonym życiu ktoś mnie zranił. - trzęsły mu się usta, zrobiły się sine.
-Życie jest bolesne. Zaskakuje...Najczęściej negatywnie. Nie łam się. Jesteś wspaniałym chłopakiem, nie zasługujesz na nią. Nie znam jej, ale słyszałam, że niezła z niej zołza...- próbowałam go pocieszyć.
-Właśnie tę zołzę pokochałem. Na początku, owszem, chciałem tylko seksu, ale potem..Poczułem coś więcej. I właśnie wtedy wziąłem do ręki jej telefon. - zaczął. Słuchałam zaciekawiona, patrzyłam na jego spocone ręce. One także się trzęsły.
-Ujrzałem wiadomość od kogoś podpisanego "kotek najkochańszy". Przejrzałem wiadomości. Zwracała się do niego "Max". Chciałem jej wybaczyć, ale ona mi nie pozwoliła...
-Jak to? - złapałam go za dłoń, mocno ścisnęłam.
* kilka godzin wcześniej, w domu Olivii *
-Pisałaś z Maxymem. - Justin wyglądał na zdenerwowanego.
-Kotku...- Olivia się nie przejęła.
-Pisałaś z nim?! - Justin zacisnął dłoń w pięść.
-Pisałam.
Justin usiadł na fotelu. Rękami podparł głowę. Spoglądał w podłogę.
-Wybaczę ci... - powiedział po chwili.
-Justin, ja z nim spałam. I, no niestety..Jest lepszy od ciebie w łóżku. I ma większego.
-Co?! - Justin zaczął się śmiać.
-No dobra, przesadziłam, nie ma większego, ale jest lepszy.
-Co?! - powtórzył Justin.
-To co słyszałeś. Sorry baby. Nie kocham cię już. Enough tej miłości.
Justin wybiegł z domu...
-Jędza z niej!
-Pomóż mi...Chcę się na niej odegrać.
-Ach ty złośniku- zachichotałam.
-No co..taki już jestem...
-Chyba...Chyba mam pomysł. Będziesz moim udawanym chłopakiem? - podałam mu rękę, jak na znak zgody, na tawrzy pojawił mi się uśmieszek.
-Haha! Ja i ty? - zaśmiał się Juss.
-Tylko po to, aby była zazdrosna.. - westchnęłam zawiedziona, lecz nie dałam po sobie tego poznać.
-Ona cię zniszczy! Nie wiesz co potrafi. Lepiej nie próbuj nawet być jej wrogiem. - Justin nie był przekonany co do mojego pomysłu.
-Cóż, spróbujmy.
-Dobra, moja nowa dziewczyno.
-Naprawdę?
-Na niby. - uśmiechnął się Juss
-No wiem...
Rozdział 9
♥ ♥ ♥
Obudził mnie poranny szept Maxyma.
-Kochanie, budź się.
-Aaaach, jaaak dooobrze mi się spało. - ziewnęłam.
-Mam ochotę się z tobą kochać. - złapał mnie w talii
-A ja mam ochotę puknąć cię w czoło. - powiedziałam po czym wskazałam zastukałam lekko w jego głowę. Nie było mi do śmiechu.
-Czy naprawdę tylko tego chcesz?! - wrzasnęłam.
-Nie, po prostu mnie kręcisz.
-Kręcić to zaraz ci się będzie, ale w głowie, od uderzenia!- wpadłam w szał.
-Uspokój się!
-Nie, nie uspokoję się! Zarywasz do mnie, bo ci się zachciało?! Człowieku, w życiu nie chodzi tylko o seks! W miłości także. Nie wiem kto cię wychował! - wydarłam się ze łzami w oczach, wybiegłam z sypialni, biegłam w stronę wyjścia z domu, a Maxym mnie gonił. W końcu, niestety, mnie złapał.
-Zostań. Nie chodzi mi tylko o to. - widziałam, że było mu głupio.
-Yhym, jakoś mi się nie wydaje!
-Nie złość się na mnie, proszę.
Nagle otworzyły się drzwi. Justin wrócił. Był wściekły. Wystraszyłam się.
-Co jest, stary? - spytał zdziwiony Max
-Lepiej się do mnie nie odzywaj, bo dostaniesz w ryj! - Justin był wściekły. Podszedł do stoły i zwalił z niego wszystko robiąc przy tym niezły harmider. Dźwięk tłuczonego szkła nie był miły dla moich uszu.
-Mój telefon! - dopiero po chwili zorientowałam się, że na tym stole leżał mój telefon. Znalazłam go na ziemii, w szczątkach. Byłam wściekła, chciałam podbiec do Justina i uderzyć go.
-Rzuciła mnie! - wydarł się Justin. Widziałam, że w jego oczach pojawiły się łzy. Chciałam go wyzwać za telefon, ale zrobiło mi się go żal, więc podeszłam do niego i mocno go przytuliłam, on zrobił to samo. Na mojej sukience zostawił mokry ślad od łez.
-Czyli nie będziemy razem? - spytał się dla pewności Max.
-To nie moment na to! - warknęłam.
-Justin, uspokój się. Dlaczego cię rzuciła i czemu tak to przeżywasz?
-Pierwszy raz się zakochałem.Teraz już nigdy nie popełnie tego błędu! Zero miłości i już! Wiedziałem, że tak będzie. Wolę imprezy, alkohol i dziewczynę na jedną noc. Tak się żyje lepiej. Niczego się nie żałuje i niczego nie traci.
-Justin, nie mów tak nawet! Miłość jest ważna. Naprawdę.
-Ty gnoju, zabije cię! - Juss podbiegł do Maxa z pięściami.
-Co?!
-Zostaw go! - krzyknęłam.
-Ona mnie zostawiła, bo kocha ciebie! Wynoś się stąd, masz 3 sekundy. 1...2...3. Nie ma cię.
Maxym wybiegł z domu. Zostałam sama. W wariatkowie z nerwusem.
Obudził mnie poranny szept Maxyma.
-Kochanie, budź się.
-Aaaach, jaaak dooobrze mi się spało. - ziewnęłam.
-Mam ochotę się z tobą kochać. - złapał mnie w talii
-A ja mam ochotę puknąć cię w czoło. - powiedziałam po czym wskazałam zastukałam lekko w jego głowę. Nie było mi do śmiechu.
-Czy naprawdę tylko tego chcesz?! - wrzasnęłam.
-Nie, po prostu mnie kręcisz.
-Kręcić to zaraz ci się będzie, ale w głowie, od uderzenia!- wpadłam w szał.
-Uspokój się!
-Nie, nie uspokoję się! Zarywasz do mnie, bo ci się zachciało?! Człowieku, w życiu nie chodzi tylko o seks! W miłości także. Nie wiem kto cię wychował! - wydarłam się ze łzami w oczach, wybiegłam z sypialni, biegłam w stronę wyjścia z domu, a Maxym mnie gonił. W końcu, niestety, mnie złapał.
-Zostań. Nie chodzi mi tylko o to. - widziałam, że było mu głupio.
-Yhym, jakoś mi się nie wydaje!
-Nie złość się na mnie, proszę.
Nagle otworzyły się drzwi. Justin wrócił. Był wściekły. Wystraszyłam się.
-Co jest, stary? - spytał zdziwiony Max
-Lepiej się do mnie nie odzywaj, bo dostaniesz w ryj! - Justin był wściekły. Podszedł do stoły i zwalił z niego wszystko robiąc przy tym niezły harmider. Dźwięk tłuczonego szkła nie był miły dla moich uszu.
-Mój telefon! - dopiero po chwili zorientowałam się, że na tym stole leżał mój telefon. Znalazłam go na ziemii, w szczątkach. Byłam wściekła, chciałam podbiec do Justina i uderzyć go.
-Rzuciła mnie! - wydarł się Justin. Widziałam, że w jego oczach pojawiły się łzy. Chciałam go wyzwać za telefon, ale zrobiło mi się go żal, więc podeszłam do niego i mocno go przytuliłam, on zrobił to samo. Na mojej sukience zostawił mokry ślad od łez.
-Czyli nie będziemy razem? - spytał się dla pewności Max.
-To nie moment na to! - warknęłam.
-Justin, uspokój się. Dlaczego cię rzuciła i czemu tak to przeżywasz?
-Pierwszy raz się zakochałem.Teraz już nigdy nie popełnie tego błędu! Zero miłości i już! Wiedziałem, że tak będzie. Wolę imprezy, alkohol i dziewczynę na jedną noc. Tak się żyje lepiej. Niczego się nie żałuje i niczego nie traci.
-Justin, nie mów tak nawet! Miłość jest ważna. Naprawdę.
-Ty gnoju, zabije cię! - Juss podbiegł do Maxa z pięściami.
-Co?!
-Zostaw go! - krzyknęłam.
-Ona mnie zostawiła, bo kocha ciebie! Wynoś się stąd, masz 3 sekundy. 1...2...3. Nie ma cię.
Maxym wybiegł z domu. Zostałam sama. W wariatkowie z nerwusem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)